niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 50

                                                          Rozdział 50

Dziś James wychodzi ze szpitala.
Nie mogę się doczekać.
James jest śliczny.
Zawsze jak jestem w szpitalu nie mogę się na niego napatrzeć.
W te jego piękne oczka.
Ma je po Zaynie.
Piwne.
Są hipnotyzujące.
On cały hipnotyzuje.
Za parę minut jedziemy do szpitala po Jamesa.
W tej chwili siedzi mój tata i moja mama tam ponieważ my szykowaliśmy dla niego pokoik.
Jedziemy jeszcze po drodze aby jakiś obiad wziąć na wynos dla rodziców.
Niestety nie udało się.
Zadzwonił telefon.
-Halo.
-Van, skarbie. Musisz szybko przyjechać. James dostał jakiegoś ataku. Nie jest dobrze.
Zrobiło mi się duszno, słabo, źle.
-Zaraz będziemy.
Rozłączyłam się szybko.
-Zayn szybko. James ma jakiś atak.
Zobaczyłam jak w łazience szybko wyciera piankę po goleniu.
-Bierz buty założysz w samochodzie.
-okej- odpowiedziałam.
Byłam załamana, nie wiem już co robić.
Wszystko siada mi na psychikę.
On ma dopiero tydzień a musi tak się męczyć...
Właśnie Zayn odpalił samochód, i z piskiem opon udaliśmy się do szpitala.
-Oby nic mu się nie stało- Zaczęłam szlochać.
Zayn wyciągną rękę i położył ją na kolanie, zaczął delikatnie masować aby mnie uspokoić.
-Zayn, tym mnie nie uspokoisz.
-Kotek. -Zaczął powoli. -wszystko będzie dobrze.
-Mam nadzieję. -Wyszeptałam .
Gdy znaleźliśmy się koło szpitala wyskoczyłam z auta jak sparzona.
-Zaparkuj gdzieś samochód. -Krzyknęłam i leciałam nie uważając na ludzi.
Wleciałam od razu schodami na 3 piętro.
Tam gdzie leżał mój biedny synek.
-Gdzie on jest? - Wykrzyknęłam do taty?
-Przygotowują go do operacji.
-Ale jak to? -Wykrzyknęłam z nerwów.- Nie zgadzam się !
-Inaczej on umrze.
starała się uspokoić mnie mama.
-Nie ma nas tu tylko pare godzin a tu takie rzeczy się dzieją ?!!
-Uspokój się ! -powiedział tata tuląc mnie do siebie. -Operacja jest już zapłacona. Nie ma odwrotu. On jeszcze będzie  zdrowy Van ! Zrozum to !
-No dobrze. Operacja się odbędzie !
Zadecydowane.
Teraz albo nigdy.
Podobno James ma 50 % na przeżycie ale także 50 % na śmierć.
Znów siadłam w kącie i pozbywałam się wody z mojego organizmu, płacząc.

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 49

                             Rozdział 49

Tyle oczekiwany syn.
Tyle szczęścia u niej w brzuchu.
Wszystko runęło.
Nie to że nie będę go kochał.
Ja już go kocham całym sercem.
Ale to będzie męczarnia dla niego.
Serce to bardzo ważny organ.
Ale ja się nie poddam !
Pomogę mu z tą chorobą.
Wyszedłem z gabinetu doktora.
Pielęgniarka powiadomiła mnie że mogę wejść do narzeczonej i dziecka.
-Już wiem jak będzie się nazywał. - powiedziała do mnie z lekkim uśmiechem. -James.
-Śliczne imię. A choroba nie przeszkodzi nam w wielkich planach. Wszystko będzie idealne.
-Mam nadzieję. - westchnęła. - Operacje mogą dużo kosztować. A szanse na to że przeżyje są nikłe.
-Ja tam wierze w to że uda się. - powiedziałem pewnie. -Uda się - powtórzyłem szepcząc.

~.~

Po paru dniach Van wyszła ze szpitala.
James niestety został, ponieważ jego serduszko nie pozwoliło na wyjście.
Jesteśmy u niego codziennie.
Wspieramy go.
Chociaż on jeszcze tego nie rozumie.
Vanessa jest wspaniałą mamą.
Radzi sobie z dzieckiem wspaniale.
Jej rodzice są codziennie u James'a.
Co do moich rodziców byli wczoraj cały dzień przy nim.
Niestety moja rodzina mieszka daleko i nie może sobie pozwolić na takie podróże.
Gdy mam te dwie kochające mnie osoby przy sobie jestem delikatny.
Niech ktoś ich ruszy to powybijam, pozabijam.
Są dla mnie całym życiem.
Właśnie jedziemy z Van na jakieś zakupy dla Jamesa.
A u niego w szpitalu jest mama Van.
-O czym tak myślisz? - zapytała Van swoim słodkim głosem.
-O wszystkim i o niczym - uśmiechnąłem się.
-Hmm. Ciekawe.
-Pamiętasz że mamy kupić w aptece leki dla Jamesa?
-Jak byś mi nie przypomniał to byśmy nie kupili - zaśmiała się. -Szkoda mi Jamesa. Ile to dziecko będzie musiało się omęczyć. Ale zawsze będe z nim. - Z jej oka wypłynęła łza.
-Nie płacz, kochanie. - powiedziałem, delikatnie głaszcząc ją wolną ręką. -Damy radę. On wyzdrowieje. -uśmiechnąłem się.
-Miejmy nadzieje -szepnęła.

~.~

*Oczami Van*

Od razu po zakupach udaliśmy się do szpitala.
Zobaczyłam jak mama chodzi z Jamesem. Trzyma go tak delikatnie.
Szkoda że to nie moja prawdziwa mama no ale teraz bez obecnej mamy było by mi bardzo ciężko. Kocham ją tak samo jak moją mamę która niestety zmarła.
Obie pełnią ważną role w moim życiu.
-O już jesteście. - uśmiechnęła się. -lekarz powiadomił mnie że stan Jamesa jest całkiem dobry i już jutro będzie mógł opuścić szpital.
-to wspaniale. - wtrącił uśmiechnięty Zayn.
-chyba pora karmienia - przypomniałam sobie. - Daj mi Jamesa a ty sobie odpocznij.
-No dobrze. Zayn idziesz na kawę czy herbatę do kafejki ?
-No nie wiem. Van poradzisz sobie ?
-Oczywiście że tak - uśmiechnęła się. -Uśpię go i dojdę do was.
Wzięłam Jamesa od mamy i poszłam do sali gdzie go nakarmiłam i uśpiłam.
Reszta dnia minęła miło, bez żadnych problemów.


piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 48

                             Rozdział 48

*Pare miesięcy później*

Znów z Zaynem mieszkamy razem.
Lada chwila będzie poród.
Za chrzestną mamy zamiar wziąć Lily.
A chrzestnego Paul'a.
Mamy ich zgodę na to.
Chłopaki grają dziś ostatni koncert zespołu.
Oczywiście jest to koncert charytatywny.
Ja nie poszłam bo może być duży tłok i bardzo głośno.
A nie chce zaszkodzić dziecku.
Zaraz ma przyjść do mnie Lily i idziemy po zakupy dla dziecka.
Niby mam już pokupowane wszystko ale chciałam bym jeszcze jakieś ubranka ponieważ mam mało bo nie miałam czasu na zakupy.
Zadzwonił dzwonek.
Lily.
-Hejka- powiedziała szczęśliwa całując mnie w policzek. - Gotowa?
-Jasne aby założę kurtkę i buty.
-Czekam w samochodzie- powiedziała i wyszła.
Ubierając buty zakręciło mi się w głowie.
Usiadłam sobie na podłodze i zaczęłam płakać, wszystko zaczęło mnie boleć.
Po paru minutach weszła zniecierpliwiona Lily.
-Co ci jest ? -podbiegła szybko widząc sytuacje.
-Słabo mi. Pomóż.
Nagle poczułam jak pociekło mi coś po nodzę.
Wody ciążowe !
Lily także to zobaczyła.
-Jedziemy do szpitala i to szybko.
Przyjaciółka podnosiła mnie ostrożnie i zaprowadziła do samochodu .
-Trzymaj się kochana. - powiedziała słowa otuchy.
Niestety one nie pomogły.
Po paru minutach dojechałyśmy do szpitala.
Lily zniknęła na pare sekund.
po chwili przybiegła z pielęgniarkom i wózkiem.
-Proszę usiąść. -powiedziała szybko uśmiechając się pośpiesznie.
Zrobiłam co mi kazała.
Jechałam na wózku z wielką prędkością.
a może tylko tak mi się wydawało .
Pielęgniarka gadała o czymś z lekarzem ale wielki ból nie dał mis się skupić.
-Lily- podziałałam cicho - Zadzwoń po Zayna.
Potem wjechałam na jakąś sale operacyjną.
Lily nie mogła już wejść.

*Oczami Zayna*

Koncert trwa w najlepsze.
Minęła już godzina od rozpoczęcia ostatniego koncertu.
a ludzi ciągle przybywa.
Nagle zadzwonił telefon.
- Lily. - powiedziałem pod nosem.
'A możne się coś stało?' Myślałem nad najgorszymi scenariuszami.
Nie, nawet tak nie chce myśleć.
-Halo. Zayn? Musisz szybko przyjechać do szpitala. Vanessa rodzi.
-Już jadę.
Rozłączyłem się i pobiegłem do chłopaków.
-Ja muszę uciekać,
- pojebało cię  ? Dopiero zaczął się koncert . -powiedział wkurwiony Hazz.
-Vanessa rodzi- wykrzyknąłem. - Ja lece. Poradzicie sobie.
Wsiadłem w mój samochód i z piskiem opon pojechałem na porodówkę.
Wszedłem do szpitala i czekałem razem z Lily.
Po 2 godzinach wyszedł lekarz. Jego mina nie wyrażała nic.
Podbiegłem do niego.
-Mogę zobaczyć narzeczoną i dziecko ?
-Narzeczona jest w szoku po porodowym a dziecko w ?Inkubatorze? (Coś takiego) właśnie chcę o tym z panem pogadać. Zapraszam do gabinetu.
Podążałem za nim szybkim krokiem.
Otworzył drzwi i kazał usiąść.
-Nie owijając w bawełnę i nie tracić czasu. Pana syn nie jest całkiem zdrowy. Ma całkiem dużą wadę serca.
-Że co ? -Nie mogłem uwierzyć...

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 46

                            Rozdział 46

-Więc o czym chciałeś pogadać? -Zapytałam, przerywając niezręczną ciszę.
-O nas....
-Zayn. - To trudne mu nie wybaczyć. -Ale ty mnie uderzyłeś. Potraktowałeś jak szmatę.
-To nie było świadomie. Nie możesz tak teraz ode mnie odejść ! Co z naszym dzieckiem ? -Zrobił wielki nacisk na ''Naszym''.
-Eh...
-Proszę, wybacz mi ! Jesteś w szóstym miesiącu ! Niedługo nasz skarb się urodzi. Ja cię tak nie zostawie.
Nie wiedziałam co się dzieję.
Rozpłakałam się.
Rozpłakałam się jak małe dziecko któremu nie dawano jeść.
Płakałam i płakałam.....
Nagle ktoś zapukał.
A to tylko Lily z herbatą.
-Ojej, przepraszam. Weszłam w nie porę.
-Nie ni się nie dzieję. -Otarłam łzy i się uśmiechnęłam.
-Jak coś to wołaj.  -powiadomiła mnie.
-Ok.
Wyszła.
A mi się chciało dalej płakać.
Złapałam herbatę i zaczęłam ją sączyć pomału aby się nie sparzyć.
Nagle poczułam jak ktoś zabiera mi tą herbatę i potem już czuję tylko dotyk jego ust.
Nie odpychałam go ani nic.
Sama tego od niego oczekiwałam.
-Wybaczam ci. - powiedziałam i pogłębiłam pocałunek.
-Kocham cię - powiedział i dotknął brzucha. -Ciebie też.
Siedzieliśmy tak przytuleni do siebie.
-Jutro mam wizytę u lekarza ! Zapomniałabym.
-To jutro dowiesz się czy to chłopak czy dziewczynka ?
-Taak - powiedziałam już mega szczęśliwa.
-Dla mnie nie ważne czy to chłopak czy dziewczynka. Będę kochał i tak najmocniej na świecie !
nic nie powiedziałam.
No bo co tu gadać?
Wtuliłam się w niego.
I na siedząco usnęłam mu na kolanach.
Rano wstałam szczęśliwa.
Leżałam w łóżku przebrana i okryta kołdrą.
Zayna nie było.
Zeszłam pomału do salonu.
Siedziała tam Lily jedząc tosty i oglądając jakieś bajki. Ah.. cała Lily.
-Hejka. Jak się spało?
-Wspaniale - uśmiechnęłam się. -Gdzie Zayn ?
-W kuchni.
Moje nogi od razu skierowały się w stronę kuchni.
Zobaczyłam Go.
Był bez koszulki.
Jego mięśnie napinały i rozluźniały się przy każdym jego ruchu.
Robił Naleśniki.
-Hej kotek. -powiedział po czym mnie pocałował. -Jak pamiętasz nie za dobrze gotuję dlatego Lily mi pomogła.
-Hahah pamiętam.
Po zjedzonym śniadaniu, poszłam się ubrać i Zayn zawiózł mnie do lekarza.
-Wejść z tobą? -zapytał gdy zostałam wezwana do gabinetu.
-tak. - odpowiedziałam krótko.
Po wszystkich badaniach okazało się że wszystko jest w porządku.
-A co do płci dziecka. -zaczął lekarz. - chce pani wiedzieć?
-Oczywiście.
-To jest chłopiec.
 -Będe miała synka - powiedziałam pod nosem i mała łezka szczęścia wydostała się z mojego oka, lecz została wytarta zaraz przez Zayna.
-Jak go nazwiemy ? -zapytał Zayn wychodząc z gabinetu.
-Gdy go urodzę dopiero wymyślę imię dla niego. Zobaczę jakie będzie mu imie pasowało.
-Hehehe wariatka- powiedział dając mi całusa.
-Ale tylko twoja. -dałam kolejnego całusa.

wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 45

                           Rozdział 45

Uuuu....
Lily będzie miała chłopaka !
Ale cieszę się jej szczęściem !
Po paru minutach mojego myślenia, przyszli.
Humorek mieli szampański !
-Co tam ? Jak tam? -Zapytał Paul.
-A dobrze - zaśmiałam się. - A u ciebie ?
-Wspaniale - powiedział po czym spojrzał na Lily.
Lily się zawstydziła, na jej policzkach pojawiły się czerwone rumieńce.
Jeszcze nigdy takich nie miała !
-My się niedługo będziemy zbierać, jest grubo po północy. - Powiedziałam. Ponieważ czułam niewielkie zmęczenie.
-Okej, to ja jeszcze pójdę do łazienki. - powiedziała po czym odeszła.
-Opiekuj się nią - powiedziałam do Paula po czym się uśmiechnęłam.
-Będę ją traktować jak księżniczkę.
-Dziękuje -powiedziałam po czym go przytuliłam.
Po 3 minutach Lily wyszła z łazienki.
-To my lecimy. - powiedziała Lily do Paula. Nie wiedziała jak się zachować.
-Poczekam w samochodzie. -powiadomiłam brunetkę po czym wyszłam żegnając się z Paulem.
Lily jest nieśmiała.
Nie utrudniałam jej tego.
Wyszłam. niech mają chwile dla siebie.
Wsiadłam do samochodu i czekałam.
Po jakiś 5 minutach wyszła ucieszona.
Wsiadła do samochodu i tak w ciszy pojechałyśmy do domu.
Zaparkowałam na podjeździe po czym wyszłam z samochodu.
Spojrzałam na drzwi wejściowe i zobaczyłam że koło nich siedzi Zayn.
-Co ty tu do cholery robisz? Jest już po północy ! - Powiedziałam nieco wkurzona.
-Czekam na ciebie od 19 !
-Niby po co?
-Żeby cię kurwa przeprosić ! Nie umiem żyć bez ciebie. Każdy dzień bez ciebie to piekło. Kocham cię! Tak samo jak napisze nienarodzone dziecko ! Będę zawsze kochał ciebie jak i dziecko !
-Chodź wejdziemy do domu to pogadamy.
Otworzyłam drzwi, weszłam do domu po czym poszłam do kuchni i wstawiłam wodę na herbatę.
-Lily, jak zagotuję się woda to zrobisz nam herbaty ?
-Jasne odkrzyknęła z salonu.
-Chodź do mnie do pokoju.
Weszliśmy spokojnie.
Głucha cisza.
Zabijająca mnie od środka.
-Więc o czym chciałeś pogadać? -Zapytałam, przerywając niezręczną ciszę.
-O nas....


środa, 12 listopada 2014

Rozdział 44

                          Rozdział 44


Usiadłyśmy sobie dalej od parku, aby znów ich nie spotkać.  
Nagle dostałam SMS.
''Hej, wziąłem sobie twój numer od Iana. Może wpadniesz dziś do mnie ze swoją przyjaciółką ? Zrobiłbym jakąś dobrą kolację  :)) /Paul. ''
-Masz ochotę dziś gdzieś wyjść ? -Zapytałam grzecznie Lily.
-A dokładniej gdzie ?
-Na kolację do Paula.
-Nieee.... -zaprotestowała szybko. - Nie chcę znów przebywać w towarzystwie Iana.

 -Zaraz napisze do niego czy będzie Ian. - powiedziałam, mając nadzieję że go nie będzie.
''A czy będzie na tej kolacji Ian ? :)) '' 

 Wysłałam.
Dostałam raport że wiadomość została wysłana.

A po niecałej minucie dostałam odpowiedź.
''Nie jego nie będzie. :) Mam nadzieję że przyjdziecie. ''
-Napisał mi że nie będzie Iana. To  idziemy czy nie ? - Zapytałam Lily.
-Możemy pójść, i tak nie mamy nic do roboty.
''Przyjdziemy. :) O której godzinie mamy się zjawić ? I mieszkasz w tym samym  domu? ''
Po chwili dostałam odpowiedź.
''Przyjdźcie jakoś koło 17, mieszkam tak gdzie wtedy. :) Do zobaczenia ! ;*''

 -Mamy czas do 17, a jest już 14. Może chodźmy kupić jakieś sukienki. Tu niedaleko jest fajny sklep dla ciężarnych. Pójdziemy pierwsze tam a potem do galerii po coś dla ciebie! -powiadomiłam brunetkę.
-Okej.
Po jakiejś godzinie miałyśmy już pełne zestawy na dzisiejszy wieczór.
Ja kupiłam sobie śliczną beżową sukienkę [KLIK]

A Lily czarną. [KLIK]
Gdy byłyśmy już w domu, wzięłyśmy się za makijaż i włosy.
Spojrzałam na zegarek. 16.30.
My już gotowe więc możemy już wychodzić.
Lily wsiadła za kierownicę samochodu i odjechałyśmy w stronę domu Paula.  
Lily zaparkowała samochód na domowym parkingu Paula.

Jego dom nic się nie zmienił.
Nadal bogato przytulny.
Zadzwoniłam dzwonkiem.
Po chwili w drzwiach zobaczyłam bruneta.
-Witam, witam. - powiedział jak prawdziwy gospodarz.
-A dzień dobry.- zaśmiałam się.
-ślicznie wyglądacie.
-Dziękujemy. - powiedziała Lily.Próbowała z dystansem. Traktowała go prawie jak Iana.
-Kolacja za 15 minut będzie gotowa. - powiedział uśmiechnięty Paul.
-Ok, my pójdziemy przypudrować noski. Gdzie jest łazienka ? - Zapytałam Paula. Musze pogadać z Lily.

-Na końcu korytarza na lewo.
Złapałam Lily za rękę i pociągnęłam ją w stronę łazienki.
Wchodząc do łazienki zamknęłam drzwi.
-Lily, on nie jest jak Ian. On jest miłym i porządnym chłopakiem, nie musisz traktować go z dystansem.
-No ja nie wiem, w końcu się z nim przyjaźni...
-Zaufaj mi. - powiedziałam po czym się do niej przytuliłam.
-ok. A teraz chodźmy bo się będzie niecierpliwił.
Wyszłyśmy z łazienki śmiejąc się z nie wiadomo czego. 

-Już właśnie wkładam na talerze. Siadajcie w salonie.
Skierowaliśmy kroki do salonu.
Przyszedł gospodarz.
Z kolacją.
-Pyszna- powiedziałam po paru kęsach.
-Miło słyszeć. A tobie Lily smakuje ? -Zapytał grzecznie.
-Jest wyśmienite. Gotujesz?
-Rzadko, brak czasu. -zaśmiał się.
NAgle wziął białe wino i rozlał bo kieliszkach.
Podniósł swój kielich.
-Zdrowie wasze!
-Em.. Paul. Chyba o czymś zapomniałeś.
-Hmm.. O czym ?
-Ja nie mogę pić.
-O kurwa, zapomniałem. Zaraz przyniosę ci jakiś sok, może być pomarańczowy ?
-Tak, chętnie.
I tak miną nam wieczór.
Paul ciągle przystawiał się do Lily.
A Lily nie protestowała.
Podobało jej się.
Poszli na taras zapalić.
Ja  zostałam przy stole.
Kontem oka spojrzałam na taras.
Oni się całują !!!

poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozdział 42

                             Rozdział 42

*Oczami Vanessy*

Miną miesiąc.
Lily wróciła już do domu.
Aktualnie mieszkam u niej.
Od czasu do czasu dostawałam kwiaty.
Dziś znów kurier zawitał do domu Lily,  w sumie trochę mojego domu, ponieważ płacę rachunki.
Niebieskie róże.
-proszę sie tu podpisać. - mówi kurier. Ten kurier który w tym miesiącu był u mnie 5 razy. -Dziękuje, widzę że ma pani powodzenie.
-Ta... - powiedziałam obojętnie. - Czy nie może mi pan zdradzić kto wysyła te kwiaty?
-Niestety nie. To już moja praca. Przepraszam, lecz nie pozwolono mi ujawnić osoby.
'pewnie Zayn' Pomyślałam.
-Dobrze, dziękuje. -powiedziałam.
-Ja także. Do widzenia. -machnął mi na pożegnanie ręka po czym odszedł.
Zamknęłam drzwi po czym poszłam do kuchni.
Lily właśnie przygotowywała obiad.
-Znów kwiaty od Zayna ?
-Taa, ale czy od Zayna to nie wiem. Chociaż pewnie tak.
-Eh.. Czy wszystkie chłopaki to takie dupki ? -Zapytała mnie Lily. Ale ja nie umiałam jej odpowiedzieć.
-Nie wiem - powiedziałam cicho.
-Obiad gotowy. - powiedziała Lily. Byłam jej wdzięczna że zmieniła szybko temat.
Ktoś zadzwonił do drzwi.
-Ja otworzę a ty nałóż na talerze.
-Dobrze - powiedziała uśmiechnięta Lily.
A ja idąc do drzwi zastanawiałam się kto to może pukać.
Powoli otworzyłam otworzyłam drzwi i ujrzałam Mulata z kwiatami w ręce
-Jak dobrze cię widzieć. -powiedział i ukazał rząd białych ząbków.
-Bez wzajemności. -powiedziałam oschle. Mina mu zrzedła. - czego chcesz?
-Przeprosić.
-A co kurier już kwiatów nie chce przynosić i sam musiałeś przyjść ?
 Popatrzył na mnie zdezorientowany.
-Ale o co ci teraz chodzi.
-dobrze wiesz o co. Nie przynoś mi więcej kwiatów. Ani przez kurierów ani sam nie przychodź !
-Ale ja nie przynosiłem ci kwiatów nawet przez kurierów !
-Ale jak to ? Dziś znów dostałam kwiaty.
-To nie ode mnie ! Chciałem dać ci chwile odpoczynku. Ale więcej już nie wytrzymam ! Wróć do mnie !
-Zayn. To nie ma sensu.
-Ma sens tylko ty go ukrywasz! Kocham cię!
Nie chciałam więcej tego słuchać.
Zamknęłam mu drzwi przed nosem.
Trochę chamsko, no ale.
Nie chciałam mu odpowiedzieć że go też kocham, bo by było że uległam.
Niech jeszcze trochę się pomęczy.
Ale nie da się ukryć, że chciałabym poczuć jego piękne usta.
Eh. A może było by lepiej gdybym mu wybaczyła...
NIE!
TAK!
Moja głowa pulsuje.
-Van? Co ty tak stoisz w tym przedpokoju ?
-A nic, nic - wymusiłam uśmiech - chodź bo jedzenie stygnie.
Zasiadłyśmy przy stolę i w ciszy zjadłyśmy obiad.
-Może przejdziemy się na spacer do parku ? Dziecku dobrze to zrobi
-No w sumie możemy się przejść. I tak nie mam nic do roboty.
Ubrałyśmy się cieplej, ponieważ jesień w Londynie nie należy do tych ciepłych.
Dziś dzień był akurat słoneczny, lecz chłodny.
Szłyśmy parkiem patrząc na ludzi.
Zakochane pay, rodziny, staruszki, dzieci.
Ah.. Piękny widok !
Nagle ktoś mnie przytulił od tyłu.
 Obejrzałam się i zobaczyłam Paul'a.
-Jeej!!! -Wtuliłam się w niego. -Jak ja dawno cię nie widziałam ! Może będzie już z rok. Ostatni raz widzieliśmy się na planie, jak nagrywaliśmy odcinki.
-No, trochę czasu minęło. A ty już urodziłaś ? -zapytał.
No tak. On nie wiedział o tym że poroniłam, wiedział tylko o tym że nie jestem już z  Ian'em.
-Um... - Lily zauważyła moją nie chęć do gadania o tym. No ale. Kiedyś gadałąm z nim o wszystkim - No bo ja, Poroniłam. A teraz jak widać znów zaszłam w ciąże. Ale nie chcę o tym rozmawiać.
-Przykro mi. Ian nic mi nie mówił. Chodź nadal się przyjaźnimy.
-Skończmy temat.
-Jasne. A ogólnie jak tam u ciebie ? Masz kogoś ?
-Skomplikowane. -zaśmiałam się nerwowo. -A co tak sam spacerujesz?
-Nie sam. Ian zaraz przyjdzie. - powiedział i ukazał szereg białych zębów. -O właśnie idzie!
o kurwa, jeszcze tego brakowało.
Spojrzałam zagubionym wzrokiem na Lily. Ona także nie była zadowolona z tego że on tu się zbliża.
-Hej piękna- powiedział po czym skierował na mnie wzrok.
-Nie mów na mnie tak !
-No ok. Hejka Lily.
-Hej - odmruknęła.
-Co tam u was?
-Po staremu. Ale my musimy już iść. - Powiedziała szybko Lily. Dziękuje jej za to.!
Odeszłyśmy jakieś 3 kroki.
-A Van. Mam nadzieję że kwiaty ci się podobają ! - krzyknął i poszedł w przeciwną stronę.
-Czyli to od niego. -szepnęłam i spojrzałam na Lily. Była zdziwiona. Tak samo jak ja.

poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 41

                                          Rozdział 41

Potem słyszałem tylko strzał....
Otworzyłem oczy i zobaczyłem Louisa trzymającego pistolet.
I leżącego Justina na ziemi.
-Zmywamy się. -krzyknął jeden ze strażników Sumo.
'Dobrzy przyjaciele Justina' pomyślałem i zaśmiałem się.
Mam wyjebane na wszystko.
On krzywdził moją Dziewczyna a ja go !
Taka kolej rzeczy!
Szybko wyszliśmy z budynku i udaliśmy się do samochodów.
-spotkamy się u mnie - powiedziałem do nich i wsiadłem do mojego samochodu.
Jechałem ciemnymi ulicami najszybciej jak mogłem.
Gdy byłem już pod domem, serce stanęło mi na parę sekund.
Był tam samochód Van.
I światła w domu zapalone.
Chłopaków jeszcze nie było.
Cicho zaparkowałem samochód pod domem.
I kierowałem się w jego stronę.
Wszedłem po cichu do domu.
Ale ona siedziała w salonie, była nieobecna.
-Gdzie byłeś?- zapytała patrząc w beżową ściane salonu. -Tylko nie kłam.
-Na chwile u chłopaków. Zaraz oni przyjadą.
Odwróciła się w moją stronę.
Wstała z kanapy, i szła w moją stronę aby się przytulić. Ale nagle się zatrzymała.
-Czemu masz krew na rękach ? - cofnęła się.
-To nie krew tylko keczup - zaśmiałem się nerwowo. - wiesz chłopaki są jak dzieci. Była bitwa na jedzenie.
Nie uwierzyła.
-Kurwa mać ! Dobrze widzę że to jebana zaschnięta krew. Po co ty mnie okłamujesz?! - krzyczała.
-Nie okłamuje ! - także krzyknąłem.
-Ale świetna akcja chłopaki. Więcej nam nie podskoczy. Ma za swoje ! Justin teraz sobie może pofruwać po chmurach. tylko oby te sumo nas nie wydały. -Usłyszeliśmy z przedpokoju rozmowe. Wpadka !
Weszli do salonu i zamarli gdy zobaczyli Van.
-Co tu się kurwa dzieję ?!  Wiedziałam że kłamiesz. !!! Liam ty też ?! Nienawidzę was! Jak  mogliście ?!
-Nie denerwuj się ! Wszystko ci powiem. Tylko nie denerwuj się ! Jesteś w ciąży nie powinnaś ! - zacząłem ją uspokajać.
-Przy tobie nie mogę być spokojna.
-uspokójcie się -starał się przerwać kłótnie Liam.
-Zamknij się kurwa ! - wydarła się na niego. - Zayn, ja chciałam tylko z tobą pogadać o tym że znów znalazłam te jebane prochy w naszym domu ! Ale oczywiście musiałam się dowiedzieć jeszcze coś.!!!
-Dobrze uspokój się, to da się ogarnąć.
-Co da się kurwa ogarnąć ? Ciebie ? pfy. Na ciebie już za późno. Jesteś jebanym ćpunem !
Nerwy mi puściły. Nie panowałem nad sobą. Moja ręka z wielkim zamachem poleciała w stronę Van.
Nigdy bym nie pomyślał że to zrobie. NIGDY !
Chłopaki zaczęli mnie trzymać. Ale było już za późno. Moja ręka zetknęła się z jej gładkim policzkiem.
-Vanessa- powiedziałem po cichu, nie wierząc co zrobiłem. - Ja.. ja nie chciałem... To.. - nie dane było mi dokończyć.
-Jesteś nikim. -Wyjęczała trzymając się za policzek. -Z nami koniec. Zapomni o mnie. O nas!
-Ale skarbie.- starałem się spokojnie pogadać.
-Spierdalaj ! Damski bokser. ! - wykrzyknęła z płaczem i pobiegł na góre. Nie biegłem za nią.
Byłem za bardzo oszołomiony.
Nie wiedziałem co się dzieje !
Pare minut potem Van schodziła z walizką na dół.
-Po resztę rzeczy przyjdę w swoim czasie.
-Vanessa, pogadajmy.
-Ty już przegiąłeś. To już koniec Zaynie. A teraz idę bo taksówka czeka. Żegnajcie.
Stałem i nie wiedziałem, jak się zachować.
Za chwile usłyszałem trzask zamykanych drzwi.
I odjeżdżający samochód.
-Zayn - próbował zacząć spokojnie Li.
Lecz ja byłem za bardzo zagubiony.
-Wypierdalać ! - krzyknąłem nagle.
-Ale... - próbował zacząć Niall.
-powiedziałem coś ! - wykrzyczałem ponownie.
Wyszli.
Miałem ochotę coś rozwalić !
Wszystko co miałem pod ręką zostało rozwalone.
Wszystkie lampy, figurki, obrazy. WSZYSTKO!

środa, 15 października 2014

Rozdział 40

                           Rozdział 40

Obejrzałem się odruchowo na okno i zobaczyłem GO !
Patrzył się w okno.
Mierzył nas wzrokiem.
-Van. Ubieraj szybko kurtkę i poczekaj na mnie.
Wybiegłem zanim dziewczyna coś powiedziała.
Wybiegłem na dwór.
Uderzył mnie zimny powiew jesieni, jego już nie było.
Wróciłem po Vanesse, po czym jak najszybciej zabrałem ją do domu.
Zamknąłem wszystkie możliwe drzwi.
Zasunąłem rolety w oknach.
-Powiesz mi do cholery o co chodzi ?
-Nie.
-Aha, dzięki.
-Idź spać ja muszę coś zrobić.
Obróciła się na pięcie i poszła na górę.
 A ja zadzwoniłem po chłopaków.
Musimy się go pozbyć raz na zawsze.
Po 15 minutach chłopaki siedzieli już w moim salonie.
-Musimy się go pozbyć - uśmiechnąłem się szyderczo - nawet wiem jak.

*Oczami Van*

Siedziałam i czytałam książkę.
Coś mnie korciło aby podsłuchać o czym gadają.
Stanęłam obok schodów aby mnie nie zauważyli i zaczęłam podsłuchiwać.
-Musimy się go pozbyć - powiedział Mulat po czym się uśmiechnął  - nawet wiem jak.
Kogo chcą się pozbyć ?!
Dlaczego ?!
Czy to ma coś wspólnego z tą sytuacją w knajpie ?
Chyba muszę sobie z nim pogadać .
Poszłam do sypialni i próbowałam znów zająć się czytaniem książki.
Ale nie mogłam !
Ta sytuacja mi nie pozwalała, musiałam się dowiedzieć o co chodzi.
Po 30 minutach zeszłam na dół, a tam co zobaczyłam przeraziło mnie!
biały proch na stole a oni leżą na kanapie, odpłynęli !
-Kurwa Mać ! - krzyknęłam
Teraz poszłabym do Lily, lecz niestety jej nie ma !
Jestem sama.
A do rodziców nie pójdę ponieważ będą się pytali o co chodzi.
Wbiegłam do sypialni i zamknęłam się na klucz.
-Nie wyjdę - szepnęłam do siebie.

*Oczami Zayna*

Zabalowaliśmy wczoraj za bardzo.
Wszędzie był 'Biały proszek'
Poszedłem na górę aby zobaczyć co robi Van ale miała zamknięte drzwi.
-otwórz. -powiedziałem stanowczo. Bałem się że coś się stało, ona się nie odzywała
-Nie -zaszlochała
-Dlaczego ?
-Ty dobrze wiesz a teraz odejdź i idź to posprzątaj. Nie rozumiesz że nie pomagasz mi !?
Nic się nie odezwałem zszedłem na dół, po czym posprzątałem to świństwo.
Zrobiłem naleśniki i czekałem aż wybudzą się chłopaki.
Oni zmienili się.
Żaden nigdy nie chciał ''brać''
A teraz?
Szkoda gadać.
Pierwsze obudził się Niall, ponieważ poczuł naleśniki.
A potem reszta.
Ja siedziałem i nie jadłem gdy każdy się obżerał
Czekałem na Van.
Lecz ona nie przyszła.
Poszedłem po nią.
-Otwórz.
-Nie
-Na pewno nie?
-Na pewno !
Nim się obejrzałem drzwi nie było.
Wielki huk.
Za chwile zjawili się chłopaki pytając o co chodzi.
Zobaczyli wyważone drzwi i zamilkli.
-Pomogłem otworzyć ci te pieprzone drzwi. - wrzasnąłem - jesz naleśniki czy nie ? - powiedziałem nadal głośno lecz nie tak głośno jak wcześniej.

*Oczami Van*

Miałam go dość, ubrałam się i pojechałam do rodziców.
-Hej mamo. -powiedziałam do kobiety otwierającej mi drzwi.
-Hej skarbie. Coś się stało ? -zapytała wpuszczając mnie do środka.
-Niee... - uśmiechnęłam się słabo. -tak przyszłam, mam nadzieję że nie przeszkadzam .
-No co ty - powiedziała po czym mnie przytuliła.
I tak miną mi dzień siedziałam z mamą i tatą gadając o różnych ważnych i mało ważnych rzeczach.

*Oczami Zayna*

Była już 21.
Jej nadal nie ma.
Dzwonić ?
Może nie?
Zadzwonie.
-Halo? -odezwał się słodki głos Van.
-Gdzie jesteś ? Martwię się.
-Nocuję dziś u rodziców. A ty przemyśl to i owo. - po tych słowach rozłączyła się.
W pewnym sensie lepiej dla mnie, ponieważ Mam więcej czasu na 'misje'
Zadzwoniłem do chłopaków i umówiłem się że za pare minut spotkamy się w parku, niedaleko bazy Justina.
Chłopaki załatwili już bronie i takie tam.
Gdy sam byłem gotowy wsiadłem do samochodu i odjechałem z piskiem opon.
Zatrzymałem się dalej od latarni, aby nie rzucać się w oczy.
-No to zaczynamy-powiedziałem do siebie na zachętę.
Zobaczyłem w oddali chłopaków.
-Gotowi? - zapytał Lou.
-Gotowi! - odkrzyknęli
-Zamknijcie się! Mogą nas usłyszeć !
-A teraz pożałuje, za skrzywdzenie mojej Van. I przy okazji nas.Wtedy nie daliśmy radę, bo byliśmy pieprzonymi nastolatkami. Ale teraz... -uśmiechnąłem się cwaniacko.
Skradaliśmy się do opuszczonego budynku bez okien i drzwi.
Ale to że nie było okien i drzwi to nie znaczyło że nie postawili tam swoich kamer.
-Uważajcie, mogą już wiedzieć żę jesteśmy.
-I tak ich rozpierdolimy. -Powiedział pewnie Haz.
-Nie był bym takie pewien. - odezwał się głos za nami.
-Justin... -powiedziałem z zaciśniętymi zębami.
-Zgadłeś drogi kolego. Nadal jesteś szczeniakiem któr nie dosięga mi do pięt. Więc wycofaj się zanim nikt nie ucierpiał.
-Ucierpi ktoś, ale u ciebie.
-łoo, już się boje.
Nagle poczułem jak ktoś łapie mnie za ręce i skręca to tyłu.
to samo z chłopakami.
Jakiś zapaśnik sumo trzymał i nie chciał puścić.
Nim sie obejrzałem Justin był przy mnie i szybko przyłożył mi do głowy pistolet....
Potem słyszałem tylko strzał....

sobota, 27 września 2014

Rozdział 39

                             Rozdział 39

Vanessa po paru dniach wyszła ze szpitala, opiekuję się nią jak tylko mogę.
Jeśli chodzi o narkotyki od czasu do czasu wezmę.
Vanessę pilnuję alby nie ruszyła tego gówna.
Podobno Justin wyszedł z więzienia i chcę odnaleźć Van.
nie pozwolę !
Tym bardziej Vanessa nie może się dowiedzieć o tym ponieważ będzie przeżywała a jest w ciąży i nie pozwolę aby się denerwowała bo może zaszkodzić dziecku.
-Co robisz, kochanie ? -Zapytała Van przytulając mnie od tyłu.
-A myślę - obróciłem ją i przytuliłem.
-Masz ochotę na spacer? -Zapytała
-Chętnie, ale ubierz się ciepło bo jesienne popołudnia są chłodne.
-Ehh.. - westchnęła, ponieważ każe jej ciągle ciepło się ubierać żeby nie zachorowała. - to ja za 10 minut jestem gotowa.
-Ok -powiedziałem i pocałowałem ją w czoło.
Po 10 minutach Van zeszła na dół.
-Moim zdaniem za lekko się ubrałaś. - powiedziałem stanowczo.
-Oj przestań, przecież będe miała jeszcze kurtkę.
-Na pewno będzie ci ciepło?
-Na pewno - uśmiechnęła się.
-No dobrze idź ubieraj buty, ja za raz będe.
-ok
Pobiegłem na górę aby wziąć skórzaną kurtkę z szafy.
Gdy zszedłem Van była gotowa, więc założyłem szybko buty i kurtkę i wyszliśmy z domu.
Szliśmy powoli chodnikiem trzymając się za ręce.
Gadaliśmy o przyszłości.
O tym czy to chłopiec czy dziewczyna.
Jak może mieć na imie.
Gadaliśmy o WSZYSTKIM.
Usiedliśmy sobie na ławce w parku.
Oparła głowę o moje ramie i siedzieliśmy.
Minęło około 30minut, zrobiło się strasznie zimno.
-Może pójdziemy na jakąś herbatę ? -zapytałem.
-ok, już trochę zimno się zrobiło.
-mówiłem ubierz się cieplej ! - Powiedziałem
Wstaliśmy i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę kafejki na rogu.
Gdy już doszliśmy, weszliśmy spokojnie wieszając kurtki na wieszaku, który znajdował sie przy wejściu.
Van poszła zająć wolny stolik a ja poszłem zamówić herbatę.
-Poproszę dwie herbaty i dwa placki z truskawkami.
-Już się robi. A czy pan nie jest członkiem tego sławnego zespołu?
-Byłem. Zespołu już nie ma.
-Ojej. A czy załapałabym się jeszcze na autograf? -zapytała zawstydzona.
-No dobrze. - zauważyłem uśmiech i radość w oczach tej blondynki .
-Dla kogo.?
-Elizabeth - posłała uroczy uśmiech.
-Proszę. -powiedziałem podając jej kartkę
-Zamówienie będzie za 5 minut.
Kiwnąłem głową i ruszyłem w stronę Van, która siedziała pod oknem
-Jestem zazdrosna.
-heh. -zaśmiałem się a ona popatrzyła na mnie oburzona.
-Widziałam jak patrzysz się na tamtą blondynkę!
-Och.. -powiedziałem  i pocałowałem Van w usta. - przecież nie była brzydka-zaśmiałem się.
A ona odwróciła się do mnie plecami.
Oczywiście ja się w nie wtuliłem.
Obejrzałem się odruchowo na okno i zobaczyłem GO !


sobota, 20 września 2014

Rozdział 38

                           Rozdział 38

Wysiadłem z samochodu zaparkowanego obok szpitala.
Wręcz biegłem w stronę wejścia.
Jeśli jej nie uratują,to ja także skończę z sobą!
Biegłem korytarzami, mając nadzieję że wszystko już w porządku.
W  końcu zobaczyłem mamę Van.
-I co z nią?  -zapytałem zdyszany.
-Nie za dobrze.
-A jakieś szczegóły?
-Och,  Zaynie. Jeśli tak  bardzo chcesz wiedzieć to proszę.  Ma teraz operację jeśli ona nic nie zdziała amputują jej rękę -westchnęła - oczywiście jak przeżyje -powiedziała po  cichu.
-Mamo!!! -powiedziałem wściekły  -Nawet tak nie mów.
Siedzieliśmy już jakieś 2 godziny.
Byli chłopaki, była El.
Nagle z sali wyszedł lekarz, a ja zamarłem .
Nie mogłem się ruszyć.
-Czy jest tu narzeczony Pani Cogiel ?
-To ja -odezwałem się przejęty.
-Zapraszam  do gabinetu.
O cholera. Tak zawsze jest jak umiera ktoś !!!
Szedłem korytarzem za  lekarzem.
Byłem przejęty.
Nie wiedziałem jak się zachować.
Bałem się najgorszego.
Wszedłem powoli do gabinetu lekarza.
-Proszę usiąść- wskazał na krzesło.
Usiadłem i czekałem na wieści.
-Operacja się udała - zaśmiał się chyba z mojego przerażenia. -Nie trzeba amputować ręki.
-Dzięki Bogu.  -powiedziałem.
-Dziecko także jest uratowane i nie ma co się martwić.
-Jakie dziecko ?
-Pani Cogiel jest w ciąży.
Zatkało mnie.
Cieszę się.
Ale czego mi nie powiedziała.
I będzie kolejna kłótnia...
-Aha, dziękuje za uratowanie dziecka i mojej  narzeczonej.
-taka moja robota.
Uścisnęliśmy sobie dłoń po czym opuściłem gabinet.
-Operacja się udała.- powiedziałem szczęśliwy lecz zamyślony.
-Zayn wszystko w porządku?                  
-Tak, oprócz jednego szczegółu.
-Jakiego ? -zapytała przerażona mama.
-Vanessa jest w ciąży.
Mama Van aż wstała z krzesła.
-Naprawdę ?
-Tak, lekarz powiedział że udało się uratować dziecko.
-Czy ty nie chcesz tego dziecka?
-Chcę ! Ale boję się o Van. Mało co nie straciła drugiego dziecka !
-Zayn, dacie radę!- powiedziała mama Van po czym mnie przytuliła.
Siedzieliśmy jeszcze z godzinę na korytarzu czekając aż lekarz zezwoli na odwiedzenie Vanessy.
w końcu wyszła jakaś pielęgniarka i pozwoliła na odwiedzenie.
-Niestety, ale odwiedzić dziś może jedna osoba.
-Idź Zaynie. Ja przyjdę jutro. a teraz idę bo Bob czeka aż do niego zadzwonię i powiem co jest z jego córką.
-dobrze dziękuje -powiedziałem, po czym przytuliłem mame Vanessy.
Wszedłem po cichu do sali.
była nieprzytomna.Podszedłem do niej bliżej, po czym pocałowałem w głowę.
-Ma pan 15 minut, pacjentka ma odpoczywać.  -powiedziała pielęgniarka zmieniając kroplówkę.
-dobrze. - odpowiedziałem.
I  tak zakończył się ten dzień.
Będe miał dziecko! Tym razem swoje!

sobota, 13 września 2014

Rozdział 37

                                     Rozdział 37

Wszedłem do domu.
Usiadłem na łóżku i czekałem aż pojawią się chłopaki.
Nie minęło więcej niż 5 minut a przyjechał Harry za nim Niall, Liam i Louis.
-Więc co to ważnego ? - Zapytał zdyszany Louis.
-Muszę wam coś powiedzieć.
-Słuchamy. - powiedział zniecierpliwiony Harry.
-Pamiętajcie. Nie ważne co by się działo, zawsze będziemy razem.
-Weź nie pierdol tylko mów do rzeczy. - powiedział bardziej wkurzony Harry.
-Dobra - powiedziałem także wkurzony ich postawą. -odchodzę kurwa z zespołu. Krótko i na temat?-krzyknąłem.
Teraz się nikt nie odezwał.
Głucha cisza.
Kurwa.
-Żartujesz? - powiedział Liam.
-Dobre Malik, ale my też mamy swoje sprawy. - powiedział Harry i wolnym krokiem zamierzał w stronę drzwi.
-Nie ja nie żartuje. Właśnie w tej chwili mam zamiar pojechać do Modest'u i wszystko im powiedzieć .
-Niby co powiedzieć - odezwał się zdziwiony Louis.
-Że ja sie usuwam.
-Chłopaki, to rzeczywiście kurwa nie ma sensu.  Odchodzę z Malikiem. -powiedział Harry
-Nie. Ja odchodzę sam. Wy róbcie dalej to co kochacie.
-Bez ciebie to nie to samo Zayn . - powiedział smutny Niall.
-I huj. poradzicie sobie.
-Ja też odchodzę. - powiedział Louis.
-Nie. -zaprzeczyłem.
-To nasza decyzja kurwa. My się do twojej nie wpierdalamy. -Podniósł głos Harry.
-To co kurwa, ktoś jeszcze odchodzi ? - krzyknąłem na całe gardło.
-Tak, ja. -powiedział Niall.
-Wy to kurwa zniszczyliście, to wasza jebana wina. Zniszczyliście coś nad czym pracowaliśmy parę lat. ! -odezwał się w końcu Li. - Ja także odchodzę.
Po tych słowach wstał z kanapy i z hukiem wyszedł z mojego domu.
-Kurwa. - powiedziałem i usiadłem na kanapie zakrywając twarz w dłoniach.
Siedzimy już 30 min, a Li nadal nie ma.
Po chwili zadzwonił telefon.
-Halo. -odebrałem.
-To ja Paul. Co wam kurwa odpierdala ?! Dopiero był tu wkurwiony Payne. Jak szybko wszedł tak szybko wyszedł, gadał coś o tym że wy wszystko zniszczyliście, że to koniec. O co chodzi. Chcę w tej chwili wytłumaczenie.
-To koniec One Direction. -powiedziałem spokojnie.
-Zayn, Co się dzieje?  Za 10 minut macie być wszyscy w firmie, z Li pogadam na osobności.
-Ok.
Wsiedliśmy do Auta i pojechaliśmy do firmy.
Nikt w samochodzie nie miał odwagi aby sie odezwać więc ja wspaniały kierowca zacząłem gadać.
-Na pewno wy chcecie odejść ?
-Tak - powiedzieli chórem.
-Ale pamiętajcie, nic nas nie rozdzieli. Żaden koniec zespołu. Ani żadna osoba. Jasne?
-Tak - znów odpowiedzieli chórem i zaczęli się śmiać.
-Głupki. -także się zaśmiałem.

Gdy byliśmy już pod firmą.
Każdemu odjęło mowę.
-zayn, ty mówisz. - powiedział lekko przerażony Niall.
-Jak zawsze - powiedziałem pod nosem.
Weszliśmy o windy i wjechaliśmy na 7 piętro do Paula.
-Hej. - powiedziałem.
-Hej - odpowiedział wkurwiony.
-A teraz szybko podpisujemy papiery i ja musze jechać do Van.
-Chłopaki, nie tak szybko. Nie możecie tego skończyć!
-Możemy - powiedział Harry.
-Zastanówcie się.
-Kurwa mać. Dawaj te papiery bo nie wytrzymam.
Paul lekko wystraszony złapał za jakieś kartki po czym podsuną nam pod nos.
-Przepraszam że tak krzyknąłem. Zawsze będziesz naszym tatusiem. - powiedział lekko zmieszany Lou.
Po podpisaniu papierów przytuliliśmy się wszyscy.
Następnie szybko udałem się do szpitala.
wychodząc z firmy zadzwonił telefon.
-Mama Vanessy . -powiedziałem pod nosem - Halo.
-Zayn - powiedziała cała zapłakana. -jej stan jest krytyczny, jest coraz gorzej.
-Za raz będe. - powiedziałem i się rozłączyłem.
-Kurwa. -powiedziałem pod nosem i wsiadłem do samochodu.

piątek, 5 września 2014

Rozdział 36

                                         Rozdział 36

Wyszedłem z łazienki bardziej uspokojony.
Lecz nadal byłem zdenerwowany na Van.
Dlaczego ona to zrobiła !
Tak mi jej szkoda, tyle przeżyła.
Rozwód rodziców, śmierć mamy, zaginięcie chłopaka, choroba, śpiączka, poronienie, narkotyki....
Boże.
A ja na to wszystko pozwoliłem !
Co ze mnie za chłopak który daje taaki przykład. !!!!
Jestem do dupy.
Kurwa chłopie, przestań się tak nad sobą użalać !
No ale niestety to moja wina i nie zmienię tego !
Po huj brałem to świństwo !
Jestem mega wkurwiony! Na siebie ale i na nią.
Na siebie za to że zamiast jej pomagać to sam ćpałem !
A na nią że się okaleczyła tak że straciła przytomność, nie wiadomo ile tak leżała.
10 minut? Może godzinę ? A może nawet całą noc !
Siedząc tak myślałem, zachowujemy się jak dzieci !
-Pan jest od pani Vanessy?
-Tak.
-Stan jest krytyczny. Przecięła sobie najważniejszą żyłę. Niech pan będzie gotowy na najgorsze.
-Nie będe gotowy na najgorsze bo wy do cholery macie ją uratować ! -Krzyknąłem w twarz lekarza, lecz on nie był wzruszony tym.
-Spokojniej, zrobimy co w naszej mocy. - po tych słowach odszedł spokojnie.
Jejku ile oni mają spokoju i cierpliwości.
Gdyby mi tak ktoś nawrzeszczał w twarz to by dostał po ryju.
Nagle zrobiło mi się tak smutno że zachciało mi się płakać.
Schowałem twarz w ręce i łzy popłynęły.
'' Niech pan będzie gotowy na najgorsze. ''
''Stan jest krytyczny.''

''Przecięła sobie najważniejszą żyłę.''
Te słowa były ciągle w mojej głowie.
Tyle przeżyliśmy.
Nie dam się i tym razem.
Znów wygramy.
miłość zawsze wygrywa.
Tym bardziej nasza.
Bo ona jest wytrzymała. Po wielu przeżyciach.
Najlepsza.
Moje oczy były już napuchnięte i mokre.
Nagle poczułem czyjś dotyk na moim ramieniu.
Oby to nie był lekarz z złą wiadomością !!!!
Spojrzałem lekko do góry.
Niepewnie lecz podniosłem.
-Dzień dobry Zaynie. - Odezwał się miły głos mamy Van.
otarłem łzy po czym uśmiechnąłem się lekko.
-Dzień dobry pani.
-''mamo'' poprawiła mnie.
-''mamo'' powtórzyłem cicho.
-I co z nią ?
-Stan krytyczny.
-oł... Ben będzie za chwilkę, musi gdzieś zaparkować samochód bo tu na szpitalnym parkingu nie ma miejsca.
-Um.. dobrze.
-Czy mogła by pani tu zostać i dzwonić do mnie jak coś będzie wiadomo ?
-Jasne, Zaynie. idź odpocznij sobie.
-teraz nie czas na odpoczynek.  Dziękuje.
Ubrałem bluzę i wyszedłem z szpitala.
Pisząc esemesa do chłopaków :
''Wszyscy u mnie za 15 minut!  WAŻNE!''Włożyłem telefon do kieszeni i wsiadłem w samochód.
Udając się w drogę do domu.


piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 35

                            Rozdział 35

Weszłam do domu, odłożyłam torebkę i miałam ochotę się wykąpać.
Weszłam po schodach do sypialni aby wziąć bieliznę i piżamę.
Dziś położę się wcześniej spać.
Wchodząc do pokoju zobaczyłam stół który był obsypany tak jakby rozkruszoną kredą.
Podeszłam bliżej aby zobaczyć co to jest.
-Zajebie go ! - powiedziałam pod nosem.
Złapałam za telefon i zadzwoniłam do niego.
Jeden sygnał.
Drugi sygnał.
Trzeci sygnał.
-Sukinsyn ! - powiedziałam do siebie mega wkurzona.
Dzwoniłam jeszcze raz, lecz sytuacja się powtórzyła.
Wkurzona wzięłam te ubrania i bieliznę po czym nalałam wrzątku do wanny.
Wyciągnęłam z szafki żyletki.
Nie byłam pewna czy tego chcę.
Lecz to podobno pomaga.
weszłam do wanny w ubraniach po czym zrobiłam pierwsze delikatne cięcie.
-Ała, Kurwa - syknęłam z bólu, lecz po chwili nie bolało.
Zrobiłam drugie, głębsze.
Trzecie.
Czwarte.
Piąte.

**Oczami Zayna**

obudziłem się około 8 rano.
Nie budząc Hazzy ubrałem się i wyszedłem.
Jechałem powoli ulicami Londynu.
Miasto budziło się do życia.
Zrobie Van niespodziankę.
Zajechałem do kwieciarni.
Kupiłem 50 kwiatów róży.
Chciałem więcej lecz nie zmieściły mi się do samochodu..
Gdy byłem niedaleko domu napisałem sms Hazzie że pojechałem do domu.
Otworzyłem bramę wjazdową do domu a następnie garaż.
Przez garaż weszłem do domu.
światło w kuchni się paliło.
Dziwne - pomyślałem.
Wszedłem z kwiatami na górę.
W sypialni także światło się świeciło.
Zgasiłem.
Ale gdzie jest Van ?
O w łazience też się świeci.
Wszedłem powoli.
I upuściłem bukiet róż!!!
Vanessa leżała nie przytomna w czerwonej wodzie.
Podbiegłem do niej szybko.
Wyciągnąłem z wody i sprawdziłem puls.
Nic nie słyszę, nic nie czuję.
-Vanessa !!!! - Zacząłem się drzeć jak głupi. Przecież to i tak nie pomoże.
Złapałem za telefon i zadzwoniłem a karetkę.
Karetka przybyła najszybciej jak mogła.
-Mogę jechac? - zapytałem kierowcę karetki.
-A kim pan jest  ?
-Narzeczonym.
-proszę.
I tak w jakieś 10 minut znalazłem się w szpitalu.
Sięgnąłem do kieszeni po telefon aby zadzwonić po chłopaków.
Oni zawsze są ze mną w trudnych chwilach.
Zamiast znaleźć telefon znalazłem woreczek z białym proszkiem.
Nie mogę.
Mogę
Nie mogę.
MOGĘ .
To słowo wygrało.
Poszedłem do łazienki i wysypałem na ręce.
Po krótkiej chwili już proszku nie było....

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 34

                         Rozdział 34 

Słyszałam ciężki chód Zayna zmierzający w stronę łazienki.
Byłam przerażona!
Nagle drzwi otworzyły się z wielką siłą, a w nich pojawił się Zayn.
Jego mina nie wyrażała nic dobrego !
-Co to do cholery jest ?
-To nie tak jak myślisz - powiedziałam z łzami.
-No co to kurwa jest ?! - Krzyknął
A ja z bezwładności opadłam z hukiem na ziemię.
Na szczęście Zayn nie był takim typem człowieka że by mnie jeszcze dokopał i wyszedł.
Delikatnie wziął mnie na ręce i poszedł do sypialni.
I wyszedł. !!!
Zaczęłam płakać i nie mogłam przestać.
Po około 5 minutach płaczu Zayn zjawił się w sypialni z herbatą.
Położył herbatę na stole i usiadł koło mnie.
Najpierw patrzył się w moje zapłakane oczy.
A potem jak zobaczył że jeszcze bardziej płacze przytulił mnie.
-I co ja mam z tobą zrobić?
-ZABIĆ - powiedziałam płacząc.
-Ty musiałabyś zrobić to pierwsza.
Tak właśnie skończył się wieczór.
Pogadaliśmy.
Przepraszałam go kilka razy.
obiecałam że już nie będę.
Następnego dnia poszliśmy z Zaynem do ośrodka który odzwyczają od nałogów.
Zayn powiedział że kiedy będzie mógł to się ze mną pojawi.
Więc dalej dzień spędziliśmy na planowaniu.
Następnego dnia Zayn nie za bardzo mógł ze mną być na spotkaniu.
Zawiózł mnie pod ośrodek i życzył szczęścia.
-Dzięki - odpowiedziałam marnie ponieważ lekko się bałam
-Bedzie dobrze - powiedział całując mnie.
-kocham cię - powiedziałam w jego usta
-Ja ciebie też.
Wyszłam z auta i powolnym krokiem udałam się w stronę budynku.

*Oczami Zayna*

Powiedziałem że mam sprawy do załatwienia a tak naprawdę chciałem przeszukać dom czy nie ma więcej tego świństwa.
Po godzinie szukania znalazłem z 15 woreczków.
Chciałem zasmakować jak to jest.
Więc złapałem za banknot po czym zrobiłem kreskę.
Wciągałem powoli aby się rozkoszować.
Było świetnie.
O cholera.
10 minut temu miałem być po Van. !
Dziś pójdę do Hazzy, powiem że sprawy się przedłużyły.

*Oczami Vanessy*

I gdzie on do cholery jest ?
Po chwili zadzwonił telefon.
Zayn
-No gdzie ty jesteś ?
-Kochanie sprawy sie przedłużą mamy z chłopakami rzeczy do załatwienia.
-Okej.
-Dasz radę wrócić ?
-Tak, zamówie taxi.
-Okej, kocham cię ! Pa
-Ja ciebie też.
Dziwił mnie głos Zayna.
No ale okej.
Zadzwoniłam po taxi, po 10 minutach byłam już w samochodzie.


piątek, 15 sierpnia 2014

rozdział 33

                           Rozdział 33

Obudziłam się z wielkim kacem.
Złapała mnie straszna chęć na narkotyki.
kurwa, nie ja miałam się nie uzależnić to kurwa nie może być uzależnienie.
a może po prostu na kacu.|
Oby to było na kacu a nie uzależnienie, inaczej jestem skończona, i u Zayna i u siebie.
Jak paparazzi się dowiedzą mam przesrane. wszystkie media będą o tym gadać, Lily będzie załamana.
A mama i tata?
Ja pierdolę !
Jestem kurwa martwa.
Ludzie mnie zjedzą.
Będę się ukrywać, nikt się nie dowie nawet Zayn.|
Jestem silna, nie pozwolę się zdemaskować, będę brać w ukryciu.
Wzięłam torebeczkę pełną białego proszku.
Wysypałam na stół i zrolowałam dolara (czy coś tam xd)
Zrobiłam w miarę prostą kreskę, i wciągałam powoli smakując ''szczęścia'' jak to powiedziała dziewczyna w klubie.
Gdy wyczyściłam woreczek z proszkiem, czułam się przyjemnie, bez kłopotów. Raj.
Więc dlaczego narkotyki są niedostępne skoro pomagają ?!
No nieważne, zeszłam na dół po czym zabrałam sie za robienie naleśników.
Niestety zabrakło dżemu i musiałam wybrać się do sklepu ponieważ w piwnicy także nie znalazłam słoików od mamy z tym pysznym dodatkiem do naleśników.
Ubrałam się w miarę normalnie, po czym szybszym krokiem poszłam do sklepu.
Gdy byłam już w pobliskim sklepie, nie wiedziałam jaki smak wziąć więc wzięłam parę, wezmę je do piwnicy.
zapłaciłam za kupione rzeczy i także szybkim krokiem udałam się do domu.

*parę miesięcy później*

Zayn ma być pod domem za jakieś 30 minut. już nie mogę się doczekać.
Jeśli chodzi o sprawę narkotykową nierozwiązła się.
Mam je w mojej szafce nocnej koło łóżka.
Zayn nie miesza się do mojej szafki, a ja do jego.
On mi ufa.
I to boli najbardziej, że ja go oszukuję, lecz nie tylko jego. Także siebie.
Siedziałam w sypialni i wypatrywałam samochód z okna.
Nagle podjechała czarna limuzyna a z niej wyszli chłopaki aby się pożegnać z Zaynem i pomóc mu z walizkami.
Wybiegłam szybko z sypialni, zbiegając w pośpiechu po schodach dotarłam do drzwi wejściowych.
Stanęłam przy drzwiach czekając aż Zayn je otworzy.
Drzwi otworzyły się, a ja nie patrząc kto je otworzył rzuciłam się na tą osobę
Otworzyłam oczy,nadal przytulając tą osobę.
Zobaczyłam Zayna stojącego z miną typu ''ŁAT DE FAK''
-Ledwo wszedłem a już takie miłości ? - usłyszałam śmiech Blondyna przy uchu.
-Cholera- powiedziałam pod nosem - Sorki- zaśmiałam się nerwowo.
-Hej księżniczko - powiedział seksownie Zayn tuląc mnie.
-Miałeś mnie tak nie nazywać! - powiedziałam ''obrażona''
-Nic nie miałem - powiedział - Księżniczko - zaśmiał się irytująco.
Pożegnaliśmy chłopaków i poszliśmy rozpakować walizki Zayna.
Gdy już skończyliśmy, uznaliśmy że idziemy się razem kąpać.
-Poczekaj puszczę muzykę. - powiedziałam łapiąc za telefon. - cholera, rozładowany.
-Mój niestety też jest rozładowany.
-Pójdziesz po ładowarkę  ? Jest w nocnej szafce - powiedziałam słotko - kocham cię - powiedziałam jak wychodził z łazienki.
CHOLERA, teraz ogarnęłam co narobiłam !!!!!!
-Vanessa, co to kurwa ma być?! - usłyszałam głośny i wkurzony głos Zayna.
NIEDOBRZE!!!!

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 32

                           Rozdział 32

Siedziałam już pół godziny i nie wiedziałam w co się ubrać, w końcu zdecydowałam ubrać małą czarną :)))
Zadzwoniłam po taksówkę i czekałam.
Czekałam...
I czekałam....
Taksówka nie zjawiła się.
Więc postanowiłam się przejść z buta.
Niby bar nie był daleko, no ale ja za przeproszeniem ''miałam w dupie lenia''
Gdy byłam już pod barem była godzina dziewiętnasta, przy wejściu do baru było słychać głośną muzykę, jak mnie słuch nie mili elektroniczną.
Gdy weszłam Czuć było mocną woń alkoholu i potu.
Od razu udałam się do baru.
-Jakiegoś mocnego, poproszę. -powiedziałam uśmiechnięta do barmana.
Po niecałych 30 sekundach kieliszek stał już pod moim nosem.
Czy dobrze zrobiłam oszukując Zayna? Prawda ma krótkie nogi, mam nadzieję że u mnie sie to nie sprawdzi.
Obejrzałam sie w bok i zobaczyłam kobietę, kobietę w ciąży. Zrobiło mi się smutno. Złapałam szybko i zwinnie kieliszka, po czym wypiłam zawartość.
Lecz jednak ta kobieta nie pozwoliła mi sie cieszyć że jestem w barze i mogę sie zabawić.
Co rusz to moja głowa przekręcała się w stronę kobiety w ciąży.
Wstałam z krzesła barowego po czym szybkim krokiem udałam sie do łazienki.
stanęłam przed lustrem i zaczęłam płakać.
Dlaczego ja straciłam dziecko ? Dlaczego nie ktoś kto go nie chcę?
Życie jest niesprawiedliwe!
Nagle jakaś dziewczyna weszła do łazienki i zaczęła poprawiać makijaż, gdy ja także doprowadziłam się do ładu już zmierzałam w strone drzwi. Lecz dziewczyna zatrzymała mnie.
-Mam coś co ci pomoże? - powiedziała pewnie.
- Przecież szczęścia nie sprzedajesz ! -powiedziałam poirytowana.
-Mam coś lepszego od szcęścia.... -powiedziała tajemniczo.
-Niby co ? - mówiłam z coraz większym poirytowaniem.
-To- powiedziała i wyciągnęła z kieszeni biały proszek w przezroczystej torebeczce. - Dam ci jeden za darmo na poprawienie humoru. - powiedziała zachęcająco. A co mi szkodzi!!! - bierzesz? Bo zaraz zmienię zdanie że za darmo!
-Okej. -powiedziałam lekko sie wahając.
Wzięłam to i wciągnęłam z ręki.
Nagle poczułam energię. było tak... Miło !
Podziękowałam dziewczynie i kupiłam jeszcze 3 woreczki, wymieniłam się także z nią numerami jak bym potrzebowała towaru.
Wyszłam szczęśliwa z łazienki, po czym udałam sie do paru i na parkiet.
Czułam się szczęśliwa!!!
Tańczyłam w rytm muzyki popijając alkohol
Muzyka, alkohol i narkotyki. Tylko to się liczyło w tej chwili.
Po wybawieniu się w barze chwiejnym krokiem wróciłam do domu.
Jak Zayn by sie dowiedział :O
To by była masakra.
ale przecież nie uzależnię się po paru wciągnięciach !
Załapałam jeszcze jeden woreczek po czym go wciągnęłam.
Resztę zaś schowałam w szafeczce nocnej koło łóżka.
Po tym wszystkim siadłam na łóżko i myślałam.
I teraz zrozumiałam w co ja się wciągnęłam !!!
Ja z tego już nie wyjdę.
Ja pierdole, że zachciało mi sie być ''szczęśliwą''
Musze się kryć przed Zaynem.
On nie może sie dowiedzieć.
Nikt nie może się dowiedzieć !!!
Mam przejebane.
będe musiała się ostro tłumaczyć.

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 31

                                                         Rozdział 31

*Dwa tygodnie później*

Czuję się lepiej, tak jasne.
Z każdym dniem jest coraz gorzej.
Tracę wiarę na kolejny dzień.
To istna masakra !!!
Szkoda mi wiele dziewczyn które straciły swoje pierwsze dziecko.
A jeszcze lepsze jest to że jutro rano Zayn pożegna się ze mną!
Wyjeżdża w trasę, totalna załamka.
-Kochanie, spakowałeś wszystko ? zapytałam marnie.
-Taak - odkrzyknął Zayn z pokoju.
Stanęłam przed wielkim lustrem które znajdowało się w przedpokoju.
Wyglądałam gorzej niż szkielet !
Oczy podkrążone, a policzków brak, same kości policzkowe.
Wszystkie ubrania jakie miałam są w workach, dlaczego ?
dlatego że wszystko na mnie wisiało !
-Van, przestań. Mam dość patrzenia jak codziennie stajesz przed lustrem i płaczesz! dla mnie jesteś piękna o każdej porze ! Więc proszę chodź już spać - powiedział zasmucony Zayn
-Wiem że nie powinnam ale to.... - nie dokończyłam bo wybuchnęłam płaczem.
Zayn zwinnym ruchem wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka.
-Śpij skarbie. -pocałował i już chciał wstać, lecz go zatrzymałam.
-A ty gdzie idziesz ?
-Sprawdzę czy mam wszystko i wracam.
-Okeej, poczekam.
Leżałam może z 15 minut myśląc o tym co będzie dalej? Czy sobie poradzę bez Zayna ?
Dobrze że mam jeszcze Lily.
Siedząc tak i rozmyślając usłyszałam kroki po schodach. Wiedziałam że to Zayn.
-Oj, Van. Przecież mogłaś już pójść spać. Rano będziesz nie wyspana.
-Jak zawsze - odpowiedziałam marnie. - będe za tobą tęsknić.
-Ja też, księżniczko. - ostatnie zdanie powiedział zadziornie po to aby mnie rozweselić bo wiedział że wkurza mnie jak tak do mnie mówi.
Złapałam szybko za poduszkę po czym wymierzyłam w Zayna.
-Kocham cię - powiedział całując mnie namiętnie.
-Dzięki - powiedziałam ze śmiechem patrząc na obrażonego Zayna. Wreszcie był to ten dzień w którym się zaśmiałam!!!
Podniosłam się zwinnie z łóżka i objełam od tyłu Zayna.
-Ja ciebie też baaaardzoooo kocham ! - Powiedziałam to najszczerzej jak umiałam.
Po 30 minutach gadania z Zaynem doszliśmy do wniosku że idziemy spać ponieważ Zayn się nie wyśpi, a w samolocie to nie wiadomo jak z tymi dzikusami.
Ułożyliśmy się wygodnie i usypialiśmy powoli.
Leżąc na klatce piersiowej Zayna słyszałam jego bicie serca.
Biło one tak rytmicznie że zasnęłam szybciej.
Obudziło mnie coś.
Nie coś tylko ten głupi budzik.
popatrzyłam na Zayna, oczywiście budzik go nie obudził.
-Kochanie. - powiedziałam spokojnie. - Zayyynnn!!! - wydarłam się najgłośniej jak umiałam. Dobrze że mieszkamy sami.
-Już wstaje. jeszcze 5 minut.  - wymruczał zaspany.
-Idę robić śniadanie jak skończę ty masz być na dole umyty, ubrany i  gotowy.
-Co ? -zapytał rozbudzony.
-Kocham cię -powiedziałam po czym szybko wyszłam.
Postanowiłam zrobić naleśniki.
Gdy już skończyłam nałożyłam na talerz i szłam w kierunku stołu aby położyć talerz. W tym momencie wbiegł Zayn.
-zdążyłem !!!! -krzyknął szczęśliwy i dumny.
A ja zaczęłam się śmiać jak opętana. Zayn tylko staną i patrzył się jak na głupią.
-Chyba coś nie wyszło - powiedziałam śmiejąc się - masz koszulkę na lewą stronę ! -Dokończyłam dalej się śmiejąc. Zayn także się zaśmiał, lecz zaraz zdjął koszulkę naprężając przy tym wszystkie mięśnie. awww.
-Już- powiedział zakładając koszulkę na dobrą stronę.

*godzinę potem*

Jedziemy właśnie na lotnisko. Tam Zayn ma się spotkać ze wszystkimi.
Zostało jeszcze jakieś 5 minut drogi.
Gdy już dojechaliśmy, Zayn zaparkował samochód.
Wziął bagaże z bagażnika i oboje ruszyliśmy w stronę budynku.
w środku już czekali na Zayna. A samolot był już gotowy więc pożegnałam się z Zaynem. Oczywiście parę łez było ponieważ boję się że sobie nie poradzę bez niego
-Będę dzwonił.- powiedział do mnie całując moją szyję - ty także dzwoń.
-Będe- powiedziałam łapiąc tlen.
-Zayn, musimy iść - powiedział Harry.
-Idę. - powiedział łąpiąc za torby. - Kocham cię powiedział całując mnie przelotnie po czym poszedł.
-I znów jadą. - powiedziała El podchodząc do mnie.
-biedne my - zaśmiałam sie cicho.

*godzinę potem*

siedziałam już w domu i nie miałam co robić.
Nagle zadzwonił telefon.
Pewnie Zayn.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. To Lily.
-Halo?
-Hejj co tam u ciebie ? Nie odzywałam się ponieważ byłam u rodziców. Zayn mi mówił co się stało tak mi przykro że nie mogłam być obok ciebie.
-Stało się to co się stało trudno. -powiedziałam do słuchawki próbując nie płakać.
-dziś znów lecę do mojej rodziny w Meksyku, ciocia zmarła.
-Ojej, smutne. Pozdrów rodzine.
-Jasne. A teraz kończe bo zaraz mam odprawę na lotnisku. Kocham cię paaa - powiedziała po czym się wyłączyła.
po paru minutach zadzwonił drugi telefon to był Zayn.
-Hej kochanie, jak ci się leci  ?
-Wspaniale. A u ciebie jak ?
-Trochę nudy.
-To może idź do Lily.
-Ale Lily... - w sumie po co ma wiedzieć, a ja wreszcie sie wyluzuję sama. - już na mnie czeka w domu.
- O to fajnie. To nie przeszkadzam kocham cię, pa
-Ja ciebie też kocham.
Takimi słowami zakończyłam naszą rozmowę.
Czyli czas się zabawić?
Idę na imprezę !!!!!!!!!!

piątek, 25 lipca 2014

Ważne, przeczytaj !

Przeczytaj ! Ważne

Tak wiem jest za mało rozdziałów na kolejny sezon.
Ale pomyślałam że zrobię go teraz wiecie dlaczego?
Dlatego że mam dużo rzeczy do załatwienia :/ 
I po prostu zrobiłam kolejny zwiastun abyście wiedzieli co będzie dalej.
Niech będzie że to już III sezon.
I własnie chcę sobie zrobić 2 tygodnie przerwy !
Wiem przepraszam, mówiłam że nie będe robiła sobie przerwy w wakacje. No ale też jestem człowiekiem i po prostu nie wyrabiam :/


Mam do was jeszcze prośbę !
Udostępniajcie bloga, zwiastuny itp.
Pokażcie że mam dla kogo pisać.
Zaskoczcie mnie !
Niech przyjdę 8 sierpnia i dodam rozdział i tego samego dnia będzie 10 komentarzy!
Ja was nie zmuszam, ja proszę ! Dziękuje

Więc widzimy się 8 sierpnia ! Kocham was i przepraszam.




ZWIASTUN!!! <KLIK>






wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 31

                                                         Rozdział 31

*Parę miesięcy potem*

Z Zaynem układa się wspaniale, nie za bardzo pozwala mi robić cokolwiek ''bo to może uszkodzić dziecko'' Tylko to ostatnio słysze z jego idealnych ust.
Teraz jestem naprawde szczęśliwa.
Kładę się spać obok księcia a wstaje obok królewicza.
Dziecko jak na razie Dobrze się rozwija.
Jestem już w 5 miesiącu ciąży.
Jeśli chodzi o chłopaków to ciągle się przy mnie kręcą i nie dają spokoju.
Teraz akurat Zayn jest na próbie.
A ja żeby się nie nudzić wybiorę się na zakupy do sklepu dla ciężarnych.
Poszłam szybko do łazienki aby się ogarnąć. Założyłam tą sukienkę (tak wiem za duży brzuch jak na 5 miesiąc ale nie mogłam znaleźć innego zdjęcia.)
Zbiegłam na dół po sporo stromych schodach. A właśnie, nie pochwaliłam się. Wraz z Zaynem kupiliśmy dom. Wyprowadziłam się od Lily, ponieważ nie chciałam być ciężarem. Z moją kochaną przyjaciółką widzę się co 2-3 dni ponieważ znalazła pracę w klubie i chociaż się jej nie nudzi.
Złapałam za torbę i wyszłam na dwór. Na szczęście nie padało. Prawie całe dwa tygodnie bez przerwy padało. Ale co się dziwie skoro to Londyn.
Postanowiłam że przejdę się, w sumie nie mam tak daleko.
Gdy byłam już w centrum miasta, ktoś krzyknął moje imię. Ciekawa szybko się odwróciłam i od razu pożałowałam, był to Ian.
-Ja pierdole, człowieku co ty ode mnie chcesz?! -Zapytałam ze złością!
-Przeprosić i pro

sić o wybaczenie i abyś do mnie wróciła bo cię kocham.
-Czy ciebie pojebało?! To ty to zepsułeś
 -I ja to naprawie.
-Nie, nie naprawisz.
-I tak to jebane dziecko będzie moje. Choćby nie wiem co. Sąd odda mi prawo do opieki.
 Nagle poczułam się słabo, poczułam że po mojej nogawce spływa jakaś ciecz. spojrzałam w dół i zobaczyłam krew.
Moje nogi były jak z waty gdyby nie Ian leżałabym już na ziemi.
Ian złapał mnie i położył na pobliskiej ławce po czym szybko złapał za telefon i zadzwonił na karetkę.
Pamiętam tylko jak panowie zapinali mnie na noszach.

*Oczami Zayna*

Siedzimy na próbie i oczywiście się wygłupiamy a Paul na nas się drze.
Nagle zadzwonił mi telefon.
-Zamknijcie się - powiedziałem i odebrałem telefon.
(...)
-Boże. -powiedziałem zszokowany odkładając telefon.
-Co się stało ? - Zapytał Paul.
-Vanessa jest w szpitalu.
-Rodzi? - zapytał Niall
-Weź ty się zamknij tumanie
 -Dobra chłopaki spokojnie. - powiedział Paul.
-Zayn chodź cię zawiozę.

-Dzięki Paul, na ciebie można liczyć. - powiedziałem smutno szczęśliwy. Po czym przytuliłem go po bratersku.
-Dobra, dobra. Koniec tych miłości zbieraj manatki i jedziemy.
(...)
Zajechaliśmy pod szpital.
Wybiegłem jak najszybciej z auta i udałem się do recepcji.
-Gdzie leży Vannessa Cogiel ? - Zapytałem pośpiesznie.
-A kim pan jest ? - No ty cholero oczywiście że Zayn Malik !!! <Żarcik xd>
-Narzeczonym Vanessy.
-Leży w sali 145. Proszę spokojnie z nią gadać ciężko jej.
-Umm.. Dobrze - powiedziałem nie bardzo wiedząc o co chodzi.
Udałem się szybko do windy.
Gdy byłem już na górze przeszedłem pare sal i zauważyłem salę 145.
Wszedłem po cichu. Vanessa była sama w sali. Była odwrócona w stronę okna.
-Hej. - mruknąłem.
A ona szybko spojrzała na mnie ale zaraz odwróciła głowę. Tak jak by nie chciała mnie widzieć.
Jedno mnie nie pokoiło, dlaczego ona płakała ?!
-Vanessa. Kochanie. - powiedziałem delikatnie a ona zaczęła szlochać.
-Straciłam je. - powiedziała tak cicho że ledwo ją usłyszałem.
-D..Dzie...Dziecko ? -Zapytałem jąkając się. Miałem wielką gulę w gardle.
-Poroniłam, kurwaaaaaa - krzyknęła na cały szpital. A nagle wszystkie maszyny do których była przypięta zaczęły piszczeć A ona opadła bezwładnie na łóżko.
-Lekrzee, pomocy. - wydarłem się otwierając drzwi od jej sali.
A sam poszedłem do łazienki aby odświeżyć twarz.
-To nie może być prawda kurwa. - powiedziałem do siebie po czym usiadłem na zimnej posadzce.
Nie moge muszę zapalić, wyszłem pod szpital i wyciągnąłem szluge.

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 30

                                                          Rozdział 30

*Oczami Zayna*

Patrzyłem na nią i nie mogłem uwierzyć.
To ONA!
Patrzyliśmy sobie w oczy, chciałbym aby ta chwila była wiecznie!
Uśmiechnęła się lekko do mnie, a ja się rozpłynąłem !
Znów widzę jej piękny uśmiech.
Chcę ją pocałować...
I tę właśnie chwile przerwał Liam który odchrząknął w miare głośno aby wszyscy usłyszeli.
Każdy wzrok był skierowany a to na mnie a to na Van.
Moja księżniczka. Pomyślałem.
I od razu zachciało mi się śmiać.
-Zayn pójdziesz ze mną po więcej lemoniady?
-Jasne - powiedziałem wiedząc że coś ma zamiar mi powiedzieć.
Odeszliśmy od stołu kierując się do lady barowej.
-Poproszę dzbanek lemoniady. - powiedział grzecznie Liam.
-Dobrze już się robi. - odpowiedziała z uśmiechem pani.
-Zayn. - Powiedział smutnie Liam.
-Co?
-Musisz pogadać z Vanessą. To ważne.
-Po co skoro i tak do mnie nie wróci.
-Pogadaj z nią. - powiedział krótko i podszedł bliżej lady aby odebrać zamówienie.
A ja wróciłem do stołu.

*Oczami Liama*

Cholera.
Przecież nie powiem mu że Vanessa jest w ciąży !
Ale on tego nie odpuści !
Za dobrze go znam !
W domu mam już przesrane jeżeli nie pogada z nią teraz.

*Oczami Vanessy*

-Kurde, ja muszę już lecieć spóźniłam się już. Mam za chwilę wizytę u lekarza a nawet nie mam telefonu aby powiadomić że się spóźnię!
-Odprowadzę cię.
-Nie. - powiedziałam stanowczo. - będe biegła - uśmiechnęłam się sztucznie.
Złapałam torbę i uciekłam.
Lecz nie było mi dane uciec daleko bo za mną biegł Zayn.
-Poczekaj. - krzyknął gdy był już bliko.
Po co ja biegnę skoro i tak mnie dogoni ?!
-Pogadajmy - wydyszał już koło mnie.
-Nie mamy o czym.
-Mamy i to dużo.
-Nie mam czasu. Nie rozumiesz?
-Rozumiem ale nie chcę rozumieć - Zaśmiał się. Ja także. Brakowało mi tego. - kocham jak się uśmiechasz.
Zarumieniłam się cała.
-Vanessa. Gadałem z Liamem.... - Niestety nie dane było mu dokończyć.
-Ty nic nie rozumiesz ! -Ścisnęłam torbę i pobiegłam co sił w nogach.

Przecież obiecał że nikomu nie powie. A ja mu ufałam. Nigdy więcej ich nie mam zamiaru widzieć.

*Oczami Zayna*

No i uciekła ! Znów. Nie jakie znów ?! To ja uciekłem ! Kurwa!
Smutny wróciłem do knajpy.
-Ej, stary ! Gadałeś z nią ? - Zapytał nic niewiedzący Liam.
-Nie, Ona  stwierdziła że ty mi wszystko wygadałeś i uciekła !
-uuu...
-Powiedz mi, co ona przede mną ukrywa?
-Nie tylko przed tobą - powiedział cicho Liam. - Idź teraz do niej i się zapytaj. -powiedział głośniej.
-Okej tylko nie wiem gdzie mieszka.
-poczekaj. zaraz zobaczę na kartkę.
(...)
Gdy dostałem ten adres szybko wsiadłem w samochód i pojechałem w wyznaczone miejsce.
Gdy byłem na miejscu, szczęśliwy wysiadłem z auta i udałem się do drzwi wejściowych.
Zadzwoniłem dzwonkiem po czym cierpliwie czekałem aż ktoś otworzy, miałem nadzieje że to będzie Van.
Usłyszałem ciche przekręcanie zamka. A za chwilę w drzwiach stanęła średniej wysokości brunetka.
-Czy jest Vanessa? - Zapytałem
-Nie. A mam może coś przekazać?
-Nie, poczekam na nią. - uśmiechnąłem się po czym miałem zamiar pójść do auta.
-czekaj. -powiedziała brunetka. - Chyba nie będziesz tak stał pod domem. Zapraszam. -powiedziała po czym otworzyła szerzej drzwi i się odsunęła abym mógł wejść.
(...)
Siedziałem z nią w salonie pijąc lemoniadę. Gdy nagle usłyszeliśmy przekręcanie zamka w drzwiach wejściowych.
-To Vanessa- powiedziała spokojnie Lily. Tak właśnie się przedstawiła.
-Heej Lily. - krzyknęła z przedpokoju Van. -Byłam u tego lekarza. Dziecko się rozwija dobrze. i rośnie jak na drożdżach. powiedział że jeśli chce wiedzieć czy to chłopiec czy dziewczynka to mam się uzbroić w cierpliwość. - Krzyczała nadal w przedpokoju. -Zrobiłaś coś do jed..... Co ty tu do cholery robisz? -powiedziała wchodząc do salonu
-Chciałam ci powiedzieć że masz gościa ale tak się wygadałaś że nie miałam kiedy.
-Van czy możemy pogadać? Proszę.
-Okej masz 5 minut, ale chodź do mojego pokoju. - powiedziała ostro.
Cieszyłem się że się zgodziła.
-Więc o czym chciałeś gadać? - Zapytała mnie jak weszliśmy do pokoju.
-O nas.
-Nie ma nas. - zaprzeczyła.
-Przez to że wyjechałem ?
-Między innymi tak.
-Co mam zrobić abyś mi wybaczyła ?
-Uciec.
-A co mam zrobić przy tobie aby to naprawić ?
-Ty już swoje zadanie skończyłeś.
-Vanessa, ja cie kocham i nie pozwolę abym ja wyjechał a tym bardziej ty. Dopóki mi nie wybaczysz nie wyjdę z tego mieszkania.
-Ty mnie kochasz? - zapytała próbując nie płakać.
-Tak. Jestem w 100 % pewien !  Jeszcze nigdy nie byłem tak pewny.
-Zayn, my nie możemy być razem. - powiedziała już płacząc.
-Ale dlaczego ? - zapytałem smutny.
-To trudne.
-Chodzi o to że jesteś z Ianem. ?
-Nie już nie jestem.
-To chyba lepiej.
-Nie.
-Powiedz czego nie możemy być razem ?
-Bo jestem kurwa w ciąży z Ianem!!!!
Siadłem na kanapie w jej pokoju i zamknąłem oczy.
-To nie twoje dziecko. I wole żeby nie miało wogóle taty. Chcę być sama. - powiedziała to cicho i spokojnie.
-Ale ty nie jesteś typem samotnika. - powiedziałem i przytuliłem do siebie. - ty potrzebujesz miłości. Mojej miłości. Kocham cię.
Po tych słowach jeszcze bardziej się przytuliła i zaczęła coraz mocniej płakać. Ale jak ją głaskałem po głowie coraz miej.
Gdy już się uspokoiła miałem zamiar wracać do domu. Złapałem kurtkę i miałem zamiar wyjść.
-Proszę zostań ze mną nie idź.
-No dobrze. -powiedziałem chociaż wiedziałem że chłopaki dadzą mi popalić.
-Ja ciebie też kocham. -powiedziała a ja ledwo to usłyszałem
-Wreszcie usłyszałem to na co czekałem prawie dwa lata !
Podeszła do mnie powoli i pocałowała namiętnie.
-Zayn.
-Tak?
-Jak ty to sobie wyobrażasz?
-Co?
-No nasze życie. Przecież jestem w ciąży!
-No właśnie. Niedługo urodzi się moja córeczka albo mój synek.
-Wiesz że cię kocham ?
-No mam nadzieje. -zaśmiałem się.
Zauważyłem że Van. jest śpiąca więc położyliśmy się w jej łóżku rozmyślając nad przyszłością.

sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 29

                             Rozdział 29

Od dwóch dni jestem w Londynie.
Mieszkamy sobie z Lily w jej starym domu.
Właśnie szykuje się do studia aby nagrywać odcinek do serialu.
Boję się, a może nie. Chodzi o Ian'a.
Nie chcę go widzieć. On jest Nikim.
Poprosiłam Lily, aby poszła ze mną na kręcenie odcinka. Na szczęście Lily nie miała raczej nic do roboty.
Ubrałam się ciepło ponieważ pogoda nie była za dobra.
Ach... A w Hiszpanii?  To w ogóle inna bajka.
Noo ale, praca pracą. A ja podpisałam kontrakt.
Wsiadłyśmy z Lily do samochodu po czym skierowałyśmy się w stronę studia.
-Dzień Dobry - powiedziałam kobiecie która siedziała za wielkim biurkiem.
-Witam panno Cogiel. Niech pani nie wjeżdża na górę. Dziś kręcicie w plenerze.  Derek, czeka na parkingu podziemnym już ze sprzętem i ekipą. Aktorzy muszą sami dojechać, ale że pani była za granicą i ine za dużo wie Derek rozkazał abyś tutaj przyszła.
-Dobrze dziękuje. -Kiwnęłam głową do kobiety za biurkiem, po czym z Lily udałyśmy się na parking gdzie czekała cała ekipa.
-Cześć Derek, dziś pojedzie ze mną moja przyjaciółka. okej ?
-Nie ma sprawy. Vanessa, szczerze? Strasznie przytyłaś. - O cholera on nie moze się dowiedzieć że jestem w ciąży. Spojrzałam ukradkiem na Lily, była przestraszona.
-Ty to umiesz komplementować. - zaśmiałam się nerwowo.
-Wszyscy są ? -krzyknął nagle Derek patrząc w środek busa którym jedziemy tak gdzie będzie kręcony odcinek.- No to jedziemy. Wskakujcie Dziewczyny.
Gdy już wsiadłyśmy. Poczułam ulgę. Już myślałam że będe przepytywana co do brzucha.
Bus zatrzymał się, a ja poczułam wielką ulgę, ponieważ źle się poczułam. Zbierało mi się na wymioty.
-Lily, ja już nie wytrzymam.  - powiedziałam głośniej po czym wybiegłam jako pierwsza z busa. Udałam się za jakieś krzaki i zaczęłam wymiotować.
-Kurwa- powiedziałam pod nosem
Nagle poczułam czyjeś ręce oplatające moje włosy i zarzucające je za ramie.
Gdy skończyłam ''wypróżnianie buzią'' Obejrzałam się aby zobaczyć kto był taki pomocny dla mnie.
Cholera....
To Ian.
-Co chcesz? -zapytałam ostro zamierzając iść do busa po butelkę wody aby wypłukać usta.
-Chcę abyś mi wybaczyła. - powiedział spokojnie idąc za mną.
-Nie. Zapomni o mnie. - wykrzyczałam mu w twarz.
-Co się dzieje ? -zapytał Paul podchodzący do nas. - Od kiedy wy sie kłócicie? Przecież wy jesteście najlepszą parą która nigdy ale to nigdy nie podniosła na siebie głosu.
-OOO... Czyli nie powiedziałeś swojemu przyjacielowi gdzie byłam i dlaczego?
-Powiedział - powiedział Paul. - I jak było na tych wakacjach. Wypoczęłaś ? Szczerze to mnie zdziwiło że pojechałaś sama na wakacje a nie z Ianem.
-Co kurwa. ?  - Wydarłam się - Na jakie wakacje?! To co najlepszy przyjaciel nie powiedział ci że zdradził swoją dziewczyne z którą bedzie miał dziecko. - wywrzeszczałam na jednym oddechu.
-Będe wujkiem? - powiedział cicho. - Będe wujkiem !!! - krzyknął na całą polane na której się znajdowaliśmy.
-Kto jest w ciąży? - Zapytał ciekawski Derek.
-V... - chciał powiedzieć Paul.
-Violetta, kuzynka Paula. - powiedziałam szybko aby nie strzelił gafy.
-No własnie. - powiedział Paul zmierzając mnie wzrokiem.
-No to gratulacje a teraz szykujcie się bo zaraz was dopadną makijażyści i garderobiani.
-okej. - odpowiedział Ian.

*2 godziny potem*

Wreszcie przerwa. Padam z nóg.
-Lily. -zawołałam dziewczynę która gadała z jakąś aktorką.
-Już idę czekaj. - odpowiedziała po czym powiedziała jeszcze słówko do dziewczyny i podeszła do mnie.
-Już możesz iść, gadałam jeszcze potem z Paulem będzie po mnie przyjeżdżał i będziemy razem jeździć do studia a ty idź i odpocznij.
-Dobrze, tylko uważaj na siebie i an dziecko. - ostatnie słowo powiedziała ciszej ponieważ przechodzili jacyś ludzie.
-Dobrze. - odpowiedziałam i pocałowałam Lily w policzek.
Zaburczało mi strasznie w brzuchu. Przejdę się do restauracji.
Weszłam do restauracji która była obok polany.
Wszystkie stoliki zajęte. o jest jedno wolne !
No i już zajęte przez Iana.
Macha do mnie abym się do niego przyłączyła lecz ja nie uległam.
Wole umrzeć z głodu.
A właśnie !
Niedaleko otworzyli nową knajpkę !
5 minut drogi stąd.
Gdy byłam już pod ta knajpką wkurwiłam się ponieważ były tu jeszcze większe tłumy niż tam, ale jest jeden plus, nie ma tu Iana.
Wepchnęłam się między jakimiś piszczącymi dziewczynami i weszłam do knajpki.
Zamówiłam posiłek po czym wzięłam go i poszłam do jedynego wolnego stolika.
Jadłam powoli, ponieważ było mi znów nie dobrze. Ale byłam strasznie głodna.

*Oczami Liama*

Jesteśmy z chłopakami już 3 godzinę w knajpce. i robimy zdjęcia. (chodzi o to że oni mają zdjęcia na piętrze a Vanessa jest na parterze budynku w którym znajduję się knajpa.)
Jestem padnięty. Na szczęście mamy 30 min przerwy. Więc poszliśmy na dół aby coś wszamać.
Nagle zobaczyłem, Ją. To na pewno ona. Widziałem ją tyle razy w telewizji i to na 100% ona !
-Chłopaki znajdźcie stolik ja do was dojdę za chwilkę.
-Okej. -odpowiedział Hazza i Nial w tym samym momencie po czym wybuchnęli śmiechem.
Szedłem powoli w jej stronę, Nie byłem pewny czy dobrze robie.
Stanąłem obok niej, i popatrzyłem.
Była zapatrzona w szybę, niedostępna, smutna.
-Hej - powiedziałem ochrypłym głosem.
-Liam- dziewczyna pisnęła a  na jej twarzy rozpromienił się uśmiech.
Przytuliła mnie mocno po czym złapała się za brzuch.
-Van, wszystko w porządku ?
-Tak, tylko nie dobrze mi.- powiedziała -Poczekaj tu. -dodała po czym lekkim truchtem poszła do łazienki.
Po 5 minutach dziewczyna była z powrotem.
-Vanessa, czy ty nie jesteś w ciąży?
-Niiee - za jąkała się -skąd takie podejrzenie - dodała próbując wyostrzyć głos.
-Vanessa, ostatnio przytyłaś na brzuchu, a wiem z tego że oglądam twój serial i byłaś 100%   chudsza, a do tego masz mdłości.
-Liam, to jest trudne. Ja mam dopiero 21 lat ! (powiedzmy że ma już tyle :D) Jestem młoda. Tyle rozczarowań doznałam w życiu.
-Opowiedz mamy czas.
Siedzieliśmy tak już z 30 minut a ona dalej opowiadała. W pewnych momentach było mi smutno jak cierpiała. A jak się dowiedziałem że jest w ciąży z chłopakiem który ją zdradził serce mi się pokroiło.
-Vanessa, tak mi przykro. -powiedziałem i ją przytuliłem.
-No Liam, wreszcie cię znalazłem. - powiedział Haz Który stanął koło stolika. - Vanessa?!
-Hej- odpowiedziała smętnie.
-W takim razie Van, zapraszam cie do naszego stolika, opowiesz co u ciebie. -Zaproponował Harry.
-Ja, nie moge.
-Vanessa, możesz - powiedziałem zachęcająco
-No. No dobrze ale na chwilkę.
-Super. -ucieszył się Haz

***Oczami Vanessa***


 Szłam pomiędzy stolikami za Harrym, a za mną szedł Liam.
Gdy byliśmy już obok stolika, stanęłam lekko się chwiejąc.-Hej-powiedziałam cicho do chłopaków. I wtedy zobaczyłam JEGO. Patrzyłam na niego, w końcu nasze wzroki się spotkały, popatrzyłam głębiej w jego brązowe oczy i się roztopiłam...


niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 28

                                     Rozdział 28


***Oczami Vanessy***

Wstałam, i nie wiedziałam co się dzieję.
A no tak, to mój głupi telefon.
-Halo - zapytałam zaspana. Nawet nie wiem z kim mówię.
-Van?! - aha. już wiem chociaż nie chcę już wiedzieć.
-Tak, stało się coś ?
-Tak, zbieraj Iana i przyjedź do studio Paul będzie za niedługo.
-Okej.
Lekko wkurzona. Wstałam i zaczęłam budzić Iana.
-Kochanie... - zaczęłam cicho i spokojnie mówić. lekko go przy tym szturchając. -Kochanie - krzyknęłam mu do ucha a tez spadł z łóżka..... Na mnie.
-Ała- krzyknęłam ponieważ jego łokieć wbił mi się w brzuch.
-przepraszam. - powiedział zaspany Ian po czym wgramolił się na łóżko pomagając mi wstać.
-Po co mnie budziłaś ?
-Za jakieś 10 min mamy być w studiu.
-Upss... - powiedział szybko po czym juz go nie było .
-Sama zaczęłam się powoli zbierać.
Ubrałam na siebie zielone rurki, ponieważ dziś było chłodno i ponuro ale to oczywiste ponieważ to Londyn.
Ubrani zeszliśmy do przedpokoju aby założyć buty, i kurtki.
-Zajedziemy potem do Macdonalda ?- Zapytał Ian z miną smutnego pieska.
-Jak będziesz grzeczny- zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.
Wsiedliśmy do samochodu po czym w pośpiechu ruszyliśmy w stronę studia.
Przeszkodziły nam małe korki, no ale źle nie było.
Po 10 minutach dojechaliśmy wreszcie do studia.
Zapukaliśmy do wielkich metalowych drzwi po czym weszliśmy.
-Hej, Derek. Coś się stało ważnego że nas wzywasz tak rano ? - Zapytał Ian.
-Tak, stało się coś.
-A może powiesz co - powiedział zirytowany Paul.
-No więc serial miał wielką uwagę w telewizji dopóki... - Ze smutniał - Powstało wiele innych seriali które przebiły nasz. Więc niestety, ale będziemy musieli zdjąć z anteny serial.
-To smutne. - powiedziałam, lekko z irytacją. Może dlatego że już czasami miałam dość Derek'a.
-Panno Cogiel, czy ja właśnie usłyszałem irytację ? - Zapytał oburzony.
-Ależ skąd.- odpowiedziałam słodko a naprawdę myślałam ''Wal się pieprzony dziadzie ''
-To tyle, opuście mój gabinet - upss. chyba się za to wkurzył. - Wasze pieniądze za jakąś godzine powinny być na koncie bankowym.
We trójkę zjechaliśmy windą po czym pojechaliśmy do Maka a następnie  do mojego i Iana domu.
-Chłopaki ja jadę sobie do Lily. Zostanę u niej na noc, nie szalejcie za bardzo. - powiedziałam po czy poszłam pocałować Iana i przytulić Paula.
-Kocham cię - krzykną Ian gdy otwierałam drzwi wejściowe.
Wsiadłam szybko do samochodu ponieważ było zimno. I ruszyłam w stronę domu Lily.
Spojrzałam lekko do przodu i  zauważyłam że Lily idzie, zatrzymałam się koło niej po czym otworzyłam szybę.
-P odwieść panią ? - Zaśmiałam się.
-A chętnie.
I tak właśnie śmiejąc się całą drogę dojechaliśmy do domu Lily.

*Godzina około 22*
Jeszcze nie piłyśmy o kurdę!
-Podjedziesz ze mną do monopolowego?
- okej.W sumie możemy się przejechać b po ostatniej imprezie nie zostało mi nic alkoholu !
 -Okej tylko ubierz się cieplej, bo jest strasznie zimno na dworze.
-okej czekaj na mnie w samochodzie.
-A Lily! -Krzyknęłam za nią a ta stanęła na środku schodów.
-Tak?
-Musisz coś ze mną zrobiĆ !
 (...)
-już ? - dobijała się Lily do drzwi łazienki.
-Już minutkę - oznajmiłam po czym otworzyłam drzwi z płaczem.
-Boże, naprawdę ? - Powiedziała uradowana. - Bedę ciocią !!!! - Krzyknęła na cały dom.
A ja bardziej przytuliłam się do niej rycząc.
-Nie płacz, Ian jest opiekuńczy i bardzo ale to bardzo się ucieszy.  Wszystko się ułoży. Masz już 21 lat ! Kobieto ! (niech będzie te 21 xd) - powiedziała po czym mnie przytuliła mocniej
-Jak on na to zareaguje ?! - Powiedziałam szlochając.
-Nie wiem - powiedziała smutno. - Ale możemy to sprawdzić. ! - Krzyknęła radośnie. - a i ja prowadzę!.
Wsiadłyśmy w pośpiechu do auta Lily, po czym szybko nie zważając na prędkość jechałyśmy do moojego domu.
Gdy byłyśmy już pod domem jeszcze bardziej się popłakałam. Bałam się.
-Idź!  -pośpieszała mnie Lily.
-Pójdź ze mną prosze !
-No dobrze.
Weszłyśmy po cichu do domu, to co zobaczyłam było przerażające.
Puszki, butelki, kartony po pizzy itp. Wszystko na podłodze !
Z góry było slychać śmiechy. Więc razem z Lily weszłyśmy po cichu po schodoach.
To co zobaczyłam na dole to nic w porównaniu do tego!
Ian  goły z jakąś babą!
-Czy ciebie naprawde popierdoliło - wydarła się Lily. Ian z tą suką aż podskoczyli.
-Um.. Vanessa, to nie tak jak myślisz.
-Spierdalaj.- Powiedziałam wściekła.
-Wiedzisz co narobiłeś ? przez ciebie Van się denerwuje. - Wykrzykiwała Lily. - Przez ciebie może nawet poronić !
No kurwa ! Lily, ty i twój niewyparzony język.
-Co ? - Powiedział zszokowany Ian ubierając się. - Van? Czy to prawda?
-Niech ta głupia ździra wypierdala z tego domu, dla niej przedstawienie się skończyło! Masz 10 min żeby ogarnąć cały dom ale już ! - Wykrzyczałam wkurwiona na maksa. To jedyne co wymyśliłam aby zająć mu czas i spakować wszystkie rzeczy.
Udało mi się zmieścić w trzy torby. Więc szybko Lily zaniosła je do Bagażnika.
-Jestes popierdolonym skurwysynem ! - krzyczałam jak opętana. - obyś zdechł, spalił się utoną lub czymś podobne. Obyś zbrzydniał tak że żadna cię nie będzie chciała!
-Zrobił bym to dla ciebie, i tylko dla ciebie.
-Teraz to sobie to rób dla tej suki.
-Vanessa. -zaczął niepewnie. - Naprawdę jesteś w ciąży ?
-Tak, a wogóle nie powinno cię to obchodzić, dziecko nigdy nie pozna ojca. Tym bardziej ciebie.
-Vanessa nie możesz tak. ! Ja cię kocham. To było bo jestem pijany!
-I tak nagle teraz wytrzeźwiałeś ?  Daruj sobie. A i jeszcze jedno. Ja ciebie nie kocham.
Wykrzyknęłam po czym wybiegłam z domu i wbiegłam do samochodu cała zapłakana.
-Musze  stąd wyjechać !
-Nie !
-Dlaczego?
-a co ze mną ?
-Jedziesz ze mną !
-Ale tak  od razu?
-Tak, jedziemy do ciebie masz 20 minut na spakowanie a potem idziemy na pierwszy samolot gdzie kolwiek.
-Okej, ale nie wiem czy około 4 będą jakieś samoloty.
- Mogę wynająć. Derek dał nam wszystkie nasze pieniądze i tak jakoś się wzbogaciłam.
-łał. - wykrztusiła z siebie po czym zaparkowała pod swoim domem.

*Na lotnisku godzina 3:54*

Czekamy aż sprowadzą samolot na pas startowy.
Razem z Lily zamarzyłyśmy sobie Hiszpanie więc tam nasz samolot się skieruje.
Gdy samolot był już gotowy, wsiadłyśmy i czekałyśmy aż wsadzą nasze bagaże.
Gdy już wszystko zostało zrobione powoli się rozpędzaliśmy ku niebu. Aż w Końcu wzbiłyśmy się w góre tym wielkim ptakiem.
Wreszcie wolne od problemów !.

*4 tygodnie potem*

Razem z Lily, świetnie sobie żyjemy w hiszpani. Często chodzimy na plaże. Mamy piękny malutki i przytulny domek z basenem.
I czego więcej chcieć ?
A co do dzidziusia, rozwija się wspaniale.
Od czasu do czasu odwiedzam lekarza.
Nagle zadzwonił do mnie telefon. wstałam z ręcznika plażowego. i sięgnęłam do torebki po telefon.
-Halo ?  - byłam ciekawa kto to. Nie mogłam zobaczyć bo słońce raziło mi w wyświetlacz.
-Vanessa?  Tu Derek.  -a To ten zgred.
-Tak to ja. Coś się tało?
-Nie, ale mam wspaniałe wieści.
-Jakie?
-Serial wraca na antene ! - O mój boże tylko nie to.
-świetnie- powiedziałam mało entuzjastycznie.
-Jutro o godzinie 8 masz być w studiu.
-Ale w londynie ?!
-Tak.
-O boże. Jak ja jestem dalego od Londynu !
-Masz problem, jutro o 8 pa ! - no i rozłączył się dupek.
-Kto to był ? - zapytała opalająca się Lily.
-Derek.
-Co znów chciał. ?
-Mam ważne sprawy w Londynie, niestety muszę wrócić.
-A co się stało ?
-Serial wrócił na antene.
-Uuuu . Jadę z tobą
Spakowałyśmy tylko bagaż podręczny i pojechałyśmy na lotnisko.
W drodze załatwiłam dwa bilety i tak właśnie o to sposobem znów znajdziemy się w Londynie.