sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 49

                             Rozdział 49

Tyle oczekiwany syn.
Tyle szczęścia u niej w brzuchu.
Wszystko runęło.
Nie to że nie będę go kochał.
Ja już go kocham całym sercem.
Ale to będzie męczarnia dla niego.
Serce to bardzo ważny organ.
Ale ja się nie poddam !
Pomogę mu z tą chorobą.
Wyszedłem z gabinetu doktora.
Pielęgniarka powiadomiła mnie że mogę wejść do narzeczonej i dziecka.
-Już wiem jak będzie się nazywał. - powiedziała do mnie z lekkim uśmiechem. -James.
-Śliczne imię. A choroba nie przeszkodzi nam w wielkich planach. Wszystko będzie idealne.
-Mam nadzieję. - westchnęła. - Operacje mogą dużo kosztować. A szanse na to że przeżyje są nikłe.
-Ja tam wierze w to że uda się. - powiedziałem pewnie. -Uda się - powtórzyłem szepcząc.

~.~

Po paru dniach Van wyszła ze szpitala.
James niestety został, ponieważ jego serduszko nie pozwoliło na wyjście.
Jesteśmy u niego codziennie.
Wspieramy go.
Chociaż on jeszcze tego nie rozumie.
Vanessa jest wspaniałą mamą.
Radzi sobie z dzieckiem wspaniale.
Jej rodzice są codziennie u James'a.
Co do moich rodziców byli wczoraj cały dzień przy nim.
Niestety moja rodzina mieszka daleko i nie może sobie pozwolić na takie podróże.
Gdy mam te dwie kochające mnie osoby przy sobie jestem delikatny.
Niech ktoś ich ruszy to powybijam, pozabijam.
Są dla mnie całym życiem.
Właśnie jedziemy z Van na jakieś zakupy dla Jamesa.
A u niego w szpitalu jest mama Van.
-O czym tak myślisz? - zapytała Van swoim słodkim głosem.
-O wszystkim i o niczym - uśmiechnąłem się.
-Hmm. Ciekawe.
-Pamiętasz że mamy kupić w aptece leki dla Jamesa?
-Jak byś mi nie przypomniał to byśmy nie kupili - zaśmiała się. -Szkoda mi Jamesa. Ile to dziecko będzie musiało się omęczyć. Ale zawsze będe z nim. - Z jej oka wypłynęła łza.
-Nie płacz, kochanie. - powiedziałem, delikatnie głaszcząc ją wolną ręką. -Damy radę. On wyzdrowieje. -uśmiechnąłem się.
-Miejmy nadzieje -szepnęła.

~.~

*Oczami Van*

Od razu po zakupach udaliśmy się do szpitala.
Zobaczyłam jak mama chodzi z Jamesem. Trzyma go tak delikatnie.
Szkoda że to nie moja prawdziwa mama no ale teraz bez obecnej mamy było by mi bardzo ciężko. Kocham ją tak samo jak moją mamę która niestety zmarła.
Obie pełnią ważną role w moim życiu.
-O już jesteście. - uśmiechnęła się. -lekarz powiadomił mnie że stan Jamesa jest całkiem dobry i już jutro będzie mógł opuścić szpital.
-to wspaniale. - wtrącił uśmiechnięty Zayn.
-chyba pora karmienia - przypomniałam sobie. - Daj mi Jamesa a ty sobie odpocznij.
-No dobrze. Zayn idziesz na kawę czy herbatę do kafejki ?
-No nie wiem. Van poradzisz sobie ?
-Oczywiście że tak - uśmiechnęła się. -Uśpię go i dojdę do was.
Wzięłam Jamesa od mamy i poszłam do sali gdzie go nakarmiłam i uśpiłam.
Reszta dnia minęła miło, bez żadnych problemów.


2 komentarze: